Ponoć jeszcze w gimnazjum pojechałeś do Azji?
– Jakoś w gimnazjum zachciało mi się zobaczyć Chiny. Miałem wtedy zaledwie 15 lat. To miał być mój pierwszy wyjazd za granicę, nie licząc krótkich wypadów na Ukrainę. Ale sam nie mogłem przecież tam pojechać. Namówiłem więc na lot starszego brata. Kupiliśmy za śmieszne pieniądze bilety, a rodzicom powiedzieliśmy, że lecimy na 3-tygodniowe kolonie do Hiszpanii. Tymczasem przez trzy tygodnie bujaliśmy się najtańszą klasą pociągów od Szanghaju, aż po Hong-Kong.
Ile kilometrów przejechałeś ostatnio autostopem?
– Łącznie blisko 40 tysięcy kilometrów. W 2014 roku dwukrotnie wybrałem się na Bałkany, rok później do Kambodży, a w tym roku przez Bałkany, Turcję, Iran, Pakistan do Indii.
Która wyprawa była najtrudniejsza?
– Ostatnia. I pod względem psychicznym i fizycznym. Fizycznym, bo na przełomie sierpnia i września było tak upalnie, że termometr nie schodził poniżej 40 stopni. Wielokrotnie maszerowałem o pustych kichach, bo nie zawsze jedzenie było pod ręką. Musiałem pokonać Beludżystan. To zachodnia prowincja Pakistanu, która graniczy z Afganistanem i Iranem. Istnieje tam realne ryzyko porwania dla okupu przez Talibów. Dostałem eskortę komandosa i jechałem jakieś 700 km pociągiem. To był najniebezpieczniejszy rejon w jakim kiedykolwiek byłem.
To właśnie z tej podróży znalazłem wpis na Twoim blogu: "W pociągu do Karaczi narżnąłem w gacie ze strachu przed Talibami". Miałeś bliskie spotkanie z Talibami?
– To był hardcore. W przedziale, który zajmowałem położyłem się spać na leżance u góry. Zasnąłem. Obudził mnie jeden z żołnierzy. Szarpnął mnie za kostkę u nogi, wycedził przez zęby: "Talibowie". Przyznaję, miałem pełno w gaciach. "Jak to Talibowie?" – zapytałem go. Wyobrażałem sobie najgorsze. Wtedy do przedziału wszedł mój opiekun Gulzar. Pytam go "Co jest, dlaczego stoimy w miejscu?" A on: "Talibowie dowiedzieli się, że w pociągu jest Polak. Chcą cię porwać". Nie wytrzymał jednak długo. Wybuchnął śmiechem. Nie było mi do śmiechu. Wiadomo, ludzie lubią żartować w każdej części świata, ale jeszcze nigdy nikt tak mnie nie wrobił.
Dużo w tym pociągu było turystów?
– Byłem jedynym białasem.
Jak to jest być białasem w Azji?
– Wiąże się z tym wiele korzyści, bo każdy taką osobę chce poznać. W Pakistanie białych ludzi jest naprawdę mało. To państwo cieszy się złą sławą w mediach, turyści tam rzadko zaglądają. A szkoda, bo żyją tam fantastyczni ludzie. Normą było, że każdy chciał się ze mną sfotografować. Tak było też w Iranie. Tam nie mają Facebooka, bo rząd go zablokował. Podobnie jak youtube.com i inne serwisy społecznościowe. Mają za to Instagram. I niemal cały czas byłem zaczepiany z prośbą "Mister foto, foto". Nie odmawiałem. Oni fotografowali się ze mną, a ja fotografowałem ich.
Całość wywiadu przeczytasz w papierowym wydaniu świątecznej "Kroniki Tygodnia"
Napisz komentarz
Komentarze