Niemal dwumiesięczna przerwa w ligowych bojach właśnie się kończy i żółto-czerwoni, ku radości wielu kibiców, ponownie wracają na parkiet. W sobotę o 19.00 zespół Marcina Czerwonki zagra w stolicy z AZS UW i sądząc po pierwszym meczu obu ekip, na parkiecie może ostro zaiskrzyć.
W piątek zamościanie mieli w Nieliszu zmierzyć się z Azotami II Puławy, ale rywale musieli odwołać przyjazd ze względu na mecz pucharowy z Czuwajem Przemyśl. Szybko jednak pojawiła się możliwość sparingu z występującą w PGNiG Superlidze Stalą Mielec. Okazję do zmierzenia się z takim rywalem należało wykorzystać. Lepsi byli gospodarze, wygrywając 32:22 (16:10). Zamojski zespół wcale nie musi się jednak wstydzić. Szczególnie przez pierwszy kwadrans nasza drużyna prezentowała bardzo dojrzały szczypiorniak. Atak pozycyjny budowany był rozważnie, a luki w defensywie mielczan bezlitośnie wykorzystywane. W 20 min miejscowi prowadzili ledwie 9:8, ale w końcówce pierwszej części gry zdołali zdobyć trzy bramki z rzędu, nie tracąc żadnej i odskoczyli na 16:10.
– To był bardzo wartościowy sparing, którego wynik zaciera trochę obraz meczu. Zaczęliśmy bardzo agresywnie w obronie i tylko własnej indolencji strzeleckiej zawdzięczaliśmy fakt, że nie wypracowaliśmy kilkubramkowej przewagi. Po kwadransie zszedł z urazem Kuba Kłoda. Wolimy dmuchać na zimne, więc nie ryzykowaliśmy. Miało to tę dobrą stronę, że mogłem sprawdzić na środku obrony innych chłopaków, a przecież w lidze może być różnie. Więcej minut zaliczył Radek Pomiankiewicz, radząc sobie całkiem nieźle. W ogóle zresztą dałem pograć wszystkim, a na tle takiego rywala widać bardzo wiele. Stal zagrała w najmocniejszym składzie, a ligę wznawiają w terminie podobnym do naszego, więc o żadnym lekceważeniu nie było mowy – powiedział tuż po meczu trener Marcin Czerwonka. – Pokazaliśmy, że potrafimy grać przemyślane akcje. Szkoda tylko, że czasami wkradał się chaos, a zespół takiej klasy jak Stal, takie słabości bezwzględnie wykorzystywał.
Cały artykuł przeczytasz w wydaniu papierowym i e-wydaniu.
Napisz komentarz
Komentarze