Tych wynędzniałych przybyszów mieszkańcy Siedlec zapamiętali na długo. Pierwszy transport wysiedlonych z zamojskiego obozy przejściowego dotarł do Siedlec 31 stycznia 1943 r. Pomoc dla nich zorganizował miejscowy oddział Polskiego Komitetu Opiekuńczego. W akcję włączył się także siedlecki Zarząd Miejski oraz szpital (przygotowano m.in. kuchnie polowe oraz pomieszczenia dla 2 tysięcy osób.).
Nie zawiedli także zwykli mieszkańcy miasta i powiatu.
Nikogo nie pozostawiono bez wsparcia
Na przybyszów czekały na peronie tłumy. Ludzie w odruchu serca przynieśli ze sobą żywność i koce. Dla dzieci przygotowano gorące mleko. Jednak mieszkańcy Siedlec byli wstrząśnięci tym co ujrzeli. Gdy pociąg wjechał na siedlecki peron, z trudem wyszli z niego przemarznięci, półżywi, obdarci i wynędzniali wysiedleńcy. Słaniali się na nogach. W sumie przywieziono 998 osób, w tym 86 dzieci poniżej czwartego roku życia oraz 236 dzieci w wieku 4-10 lat. Nie wszyscy przeżyli transport...
Większość dzieci umieszczono w rodzinach zastępczych (były one wprost rozchwytywane), chorzy trafili do szpitala (u wielu stwierdzono zapalenie płuc, odrę, dyfteryt, anemię i odmrożenia), a niektórzy wysiedleńcy znaleźli się w baraku na przedmieściach na tzw. Gęsim Borku. Nikogo nie pozostawiono bez wsparcia.
Ile jednak było ofiar? 1 i 2 lutego 1943 r. do kostnicy szpitala w Siedlcach dostarczono zwłoki 22 wysiedlonych. Wśród nich znalazła się Janina Biruk z Wólki Złojeckiej (dziewczynka miała 2 miesiące), Antoni Wiater z Łabuniek (6 lat), Maria Pyrz (3 tygodnie), Stanisław Smyl z Udrycz (6 lat), Tadeusz Gałan z Sitna (4 lata), Jan Czop z Wielączy (8 lat), Stanisław Czop (5 lat) oraz 3-letnia Irena Hausner.
Zmarłym zorganizowano godny pogrzeb, który przerodził się niemal w patriotyczną demonstrację. W świątyni wystawiono trumny ze zwłokami (były w nich już 23 osoby). Ceremoniał pogrzebowy rozpoczął się o godz. 15. Gdy ruszył kondukt mieszkańcy Siedlec wzięli trumny na swoje ramiona. Tłum przeszedł ulicami miasta. Potem zmarłych umieszczono we wspólnej mogile. Niemcy nie reagowali. Dlaczego? Wyraźnie zaskoczyło ich zachowanie tłumu.
Drugi transport
Tak o tym pisała konspiracyjna prasa: "Przy biciu dzwonów i udziale tysięcznych tłumów wyruszono po uroczystym nabożeństwie (...). Trumny złożono na miejscowym cmentarzu. Na widok tego korowodu śmierci szloch żałobny wstrząsnął tłumem".
"Żywiołowość i siłę reakcji siedleckiego społeczeństwa na widok umęczonych zamojszczan, pierwsze spontaniczne akty pomocy, rozchwytywanie dzieci, udział w pogrzebie zmarłych można było przyrównać do wybuchu wulkanu, nad którym nic nie zdoła zapanować" – pisał także jeden ze świadków tamtych wydarzeń.
To nie był koniec. Kolejny wielki transport wysiedleńców przybył do powiatu siedleckiego 2 lutego. Tym razem przywieziono z Zamościa 1046 osób (w tym 550 dzieci w wieku do lat 15). Pociąg przyjechał na stację kolejową Mordy, oddaloną o kilkanaście kilometrów od Siedlec. Okoliczni mieszkańcy znowu wysiedlonym pomogli, chociaż w wojennej rzeczywistości sami ledwo mogli się utrzymać.
O ofiarach niemieckiej akcji pacyfikacyjno-wysiedleńczej nigdy w Siedlcach nie zapomniano. Mogiły wysiedlonych mieszkańców Zamojszczyzny znajdują się na cmentarzach przy ul. Janowskiej i Cmentarnej. Tam w niedzielę (3 lutego) łożono wieńce i kwiaty. Zapalono też znicze.
(fot. archiwum Jerzego Zacharowa: więcej w następnym, papierowym wydaniu Kroniki Tygodnia)
Napisz komentarz
Komentarze