- Zachodzimy w głowę, co się dzieje. Zespół jest mocny kadrowo, trenuje normalnie, a później przychodzi do meczu i brakuje w nim życia – mówi zasmucony kierownik drużyny Robert Semeniuk. – Tracimy z niczego bramkę w doliczonym czasie gry, która podcina nam skrzydła. Drugą dostajemy z kontry i jest po meczu. Inna sprawa, że Adrian Wołoch zdobył gola w pierwszej połowie, ale sędzia odgwizdał spalonego, którego nie było. W tygodniu siądziemy wszyscy i szczerze porozmawiamy, niech każdy powie, co go boli i zobaczymy, co robić dalej – dodaje, nie wykluczając żadnego z rozwiązań.
Cały artykuł w papierowym wydaniu "Kroniki Tygodnia".
Napisz komentarz
Komentarze