Zagadek jest jednak wiele. W Nowej Osadzie wybudowano w sumie niewiele spichrzów i budynków inwentarskich. Może to trochę dziwić, bo na sąsiednim, rozległym rynku przez niemal dwie setki lat funkcjonowało popularne na Zamojszczyźnie targowisko. Tak tę zagadkę próbuje wyjaśnić Stanisław Orłowski, regionalista oraz wieloletni, zasłużony fotograf z Zamościa.
– Pamiętam to targowisko jeszcze z lat 60. ub. wieku. Było barwne, tętniące życiem. Dniem targowym był czwartek. Na Nowe Miasto zjeżdżało się wówczas mnóstwo ludzi z całego regionu. To były tłumy kupujących i sprzedających. Można było u nich nabyć różne płody rolne, zboże, sanie, kury, konie, buty, ubrania i czego tylko dusza zapragnie. Handlowano z furmanek oraz furmankami, co kto chciał – mówi z uśmiechem Stanisław Orłowski. – Jednak to zawsze był handel drobny. Nie wymagał on wielkich budynków, składów itd. Taka sytuacja była zapewne także we wcześniejszych latach.
Pan Stanisław wspomina, że jeszcze w latach 60. ub. wieku funkcjonowały w tej części Zamościa dwa targowiska. Jedno na nowomiejskim rynku, drugie w okolicy ul. Listopadowej.
– Na tym ostatnim działał targ zwany końskim. Ale handlowano tam także innymi zwierzętami – opowiada zamojski fotograf. – Oczywiście dzielnica wyglądała inaczej niż dzisiaj. Miała charakterystyczny, żydowski koloryt. Wszędzie widziało się np. mnóstwo drewnianych przybudówek, jakichś komórek, straganików itd. Na podwórkach było tego wszystkiego mnóstwo. Ludzie także ubierali się odmiennie. Zimą mężczyźni chodzili np. w burkach po kostki, butach walonkach i futrzanych czapkach. Kobiety nakładały na głowy duże chusty, które spinały pod szyją. Dzisiaj takie ubrania to naprawdę rzadkość.
Fotograf podkreśla, że Nowe Miasto (w tym ulica Ogrodowa) nie było kiedyś ładne, ale miało charakterystyczny koloryt.
Napisz komentarz
Komentarze