Chłodnym rankiem 8 lutego 1980 r. odbiliśmy od kei gdyńskiego portu. M/S Kapitan Ledóchowski – statek szkolny szczecińskiej Wyższej Szkoły Morskiej, opuszczał port krajowy w nieco spóźnionym terminie – pisał Zygmunt Węcławik w zapiskach pt. "Kurs na Antarktykę". "Mieliśmy dotrzeć do wyspy Króla Jerzego w pierwszej połowie antarktycznego lata, które trwa od początku grudnia do końca lutego. Statek nasz oprócz studentów – praktykantów, zabrał na pokład uczestników IV Antarktycznej Wyprawy Naukowej PAN".
Taki był początek polarnej przygody.
Zastygłe rzeki srebra
Statek miał przepłynąć przez Ocean Atlantycki. Planowano m.in. odwiedzić Monte Video w Urugwaju, aby tam "zabunkrować" paliwo i uzupełnić zapasy żywności i wody, a następnie przepłynąć obok Wysp Falklandzkich. Plan wykonano.
"Płyniemy na dalekie południe" – pisał autor wspomnień. "Przed nami coraz bardziej niespokojne wody Południowego Oceanu Lodowatego. Niosą one tysiące gór lodowych, stwarzających zagrożenie dla statków. Im bliżej szóstego kontynentu, tym bardziej odczuwam działanie na mój organizm głębokiego niżu barycznego".
Węcławik był lekarzem, zatem reakcja ludzkiego organizmu na tego typu zmiany bardzo go interesowała. Pisał, iż spał w tym czasie po kilkanaście godzin na dobę. Do senności szybko dołączyła także apatia. Dopiero po kilku dniach jego organizm przyzwyczaił się do niskiego ciśnienia barycznego. Dolegliwości ostatecznie ustały, gdy statek dopłynął do celu, czyli – w okolice polskiej, całorocznej Stacji Naukowo-Badawczej im. H. Arctowskiego.
Cały artykuł dostępny tylko w papierowym i e-wydaniu Kroniki Tygodnia
Napisz komentarz
Komentarze