Byłam cała we krwi, moje ubranie zajęło się ogniem. Zerwałam się na równie nogi i popędziłam do stojącego na podwórku poidła dla krów. Zaczerpnęłam ręką wody i oblałam ramię. Poczułam ulgę, ale tylko na moment. Paskudnie poparzona skóra okropnie bolała. Mimo że panowała noc, od łuny pożaru było jasno jak za dnia. Przed płonącym domem leżały bezwładnie trzy ciała...
To byli rodzice i braciszek Janiny Kalinowskiej, która jako jedyna z rodziny przeżyła napad ukraińskich nacjonalistów na jej rodzinną wioskę na wołyńskiej ziemi. Do potwornej zbrodni doszło w 1943 r. Ile lat miała wtedy pani Janina? – Tego nie wiem ani ja, ani nikt już chyba dzisiaj – wspomina nasza rozmówczyni. – Mogłam mieć 4-5 lat, ale metrykę wyrobiono mi dopiero w 1948 r. W rubryce "rok urodzenia" wpisano mi na chybił trafił datę "24 maja 1935 r." Ale dla mnie to wątpliwa data. Gdybym podczas tego mordu w 1943 r. faktycznie miała 8 lat, to chyba zapamiętałabym więcej z wczesnego dzieciństwa. A ja nie pamiętam prawie niczego, nawet tego, jak wyglądali moi rodzice. Na pewno nazywałam się Janina Sokół.
Oczy szeroko otwarte
Mieszkała z rodzicami i młodszym braciszkiem w Fudumie k. Uściługa. Kolonię tę zamieszkiwali wojskowi osadnicy. Wszystko skończyło się w połowie 1943 r. Wiadomo, że banderowcy wyprowadzili wszystkich z domu, postawili w rzędzie i zaczęli strzelać.
– Mieli i dla mnie naboje, ale nie trafili – wspomina Janina Kalinowska.
Cały artykuł dostępny tylko w papierowym i e-wydaniu Kroniki Tygodnia
Napisz komentarz
Komentarze