W niedzielę, 9 lutego po południu funkcjonariusz jechał krajową drogą numer 17 od strony Starego Zamościa do Zamościa. Spostrzegł, że znajdujący się przed nim citroen wykonuje na drodze jakieś dziwne manewry, jeżdżąc od krawędzi do krawędzi jezdni. Policjant przypuszczał, że kierowca może być pijany, podzielił się swoimi obawami z kolegami z drogówki.
Na ulicy Legionów w Zamościu zmotoryzowany patrol wypatrzył citroena. Dali mu znak do zatrzymania. Kierowca najpierw zwolnił, a później zaczął jechać dalej, ale nie uciekł daleko, bo zjechał na przeciwny pas ruchu i uderzył w latarnię. Policjanci podbiegli do rozbitego auta, od kierowcy wyczuli alkohol. Natychmiast zabrali mu kluczyki.
Okazało się, że 40-letni mieszkaniec Warszawy, który siedział za kierownicą citroena w organizmie miał ponad 2,5 promila alkoholu. Na domiar złego podróżował z dwójką dzieci. Maluchy siedziały na tylnym siedzeniu w fotelikach. Na miejscu pasażera obok kierowcy leżała natomiast pusta butelka po wódce i do połowy wypita puszka piwa.
Małymi pasażerami zaopiekował się ich krewny, natomiast 40-latek został przewieziony do komendy. Wtedy wyszło na jaw, że to już kolejna taka wpadka warszawiaka. Mężczyzna kilka lat temu za jazdę po pijanemu stracił prawo jazdy. Odzyskał je dopiero w grudniu zeszłego roku.
Teraz znów stanie przed sądem. Grozi mu wysoka grzywna i kara do dwóch lat pozbawienia wolności.
– Uwadze sądu nie umknie również fakt, iż w stanie nietrzeźwości przewoził znajdujące się pod jego opieką małoletnie dzieci narażając je tym samym na niebezpieczeństwo utraty zdrowia, a nawet życia. Tego typu przestępstwo zagrożone jest karą pozbawienia wolności do lat 5 – podsumowuje Dorota Krukowska-Bubiło, rzeczniczka Komendy Miejskiej Policji w Zamościu.
Napisz komentarz
Komentarze