Wiele osób słyszało lub czytało o Leliszce. Niewielu z tych, którzy jej szukali, dotarło na miejsce. Ci, którym pozwoliła się odkryć, znaleźli w niej znacznie więcej niż widać na pierwszy rzut oka.
Wielu okolicznych mieszkańców nawet nie wie, że tam, w tym lesie była piękna, duża wieś, licząca ponad sto numerów, a teraz jest tylko las. Aby to zobaczyć, trzeba się dokładnie rozejrzeć. Wtedy zobaczymy, że w lesie stoi kamienny krzyż, rośnie jabłoń. Bo to nie las, lecz środek wioski, gdzie ludzie wstawali o świcie, robili obrządki, wyganiali bydło na popas, przygotowywali strawę w kuchni i szli w pole, by wrócić przed zmrokiem. W jednej chałupie ktoś płakał, w innej ktoś się uśmiechał, w jeszcze innej ktoś się rodził, a w kolejnej umierał. Tu toczyło się życie takie samo jak nasze... i trwałoby, gdyby nie ciemna strona ludzkiej duszy – zaczyna swoją opowieść Anna Roci z Siedlisk.
Cały artykuł dostępny tylko w papierowym i e-wydaniu Kroniki Tygodnia
Napisz komentarz
Komentarze