Pani Krystyna ma 70 lat. Razem z mężem mieszkają w woj. świętokrzyskim. Obydwoje od lat cierpią na dolegliwości nóg. Na początku tego roku zdecydowali się, że skorzystają z zabiegów rehabilitacyjnych. W internecie znaleźli ogłoszenie Oddziału Rehabilitacyjnego w Turkowicach (gm. Werbkowice), prowadzi go ZOZ "Droga Życia" w Smoligowie.
- Obydwoje jesteśmy emerytami ze skromnymi emeryturami. Chcieliśmy skorzystać z turnusu całkowicie finansowanego przez NFZ. Podczas rozmowy telefonicznej dowiedzieliśmy się, że w marcu tego roku w Turkowicach będzie taki turnus. 14 marca trafiliśmy do Oddziału Rehabilitacyjnego w Turkowicach. Turnus miał trwać 21 dni - opowiada pani Krystyna.
Z internetowego opisu Centrum Medycznego "Rehabilitacja Turkowice" wynika, że to nowo otwarty ośrodek.
- Gdy zaparkowaliśmy samochód, na parking wbiegł duży pies. Przez kilka minut nie wysiadaliśmy z auta. Trąbiliśmy, ale nikt nie wyszedł z budynku. Razem mężem wysiedliśmy dopiero, gdy pies się oddalił. Podczas przyjęcia zwróciliśmy uwagę personelowi, że niepilnowany przez nikogo pies biega bez kagańca. Usłyszeliśmy, że te psy są niegroźne i nikomu nie zrobią krzywdy. Zaraz potem okazało się, że na terenie ośrodka biegają bez kagańca cztery olbrzymie psy, a jeden z nich nocuje na oddziale - dziwi się pani Krystyna.
Nagle przerwana rehabilitacja
Dziewiątego dniu turnusu rehabilitacyjnego pani Krystyna wybrała się z mężem na spacer po okolicy. Gdy już wracali do ośrodka, doszło do wypadku.
- Wracaliśmy spokojnie, nie spieszyliśmy się. Tuż przed budynkiem ośrodka niespodziewanie od tyłu uderzył we mnie pies. Staranował mnie, aż upadłam. Zaraz potem koszmarnie rozbolała mnie ręka. W pierwszej chwili myślałam, że to jedynie stłuczenie. Po chwili ręka spuchła. Poszliśmy do pielęgniarki, opatrzyła mi rękę. Razem z mężem chcieliśmy pojechać do szpitala w Hrubieszowie, aby wykonać prześwietlenie. Tuż przed wyjazdem spotkaliśmy właściciela ośrodka spacerującego z psem, który mnie potracił. Spytałam, czy to jego pies. Potwierdził. Oświadczyłam, że pies mnie przewrócił i doznałam urazu. Pan Jakub bardzo mnie przepraszał za zaistniałą sytuację i doznaną krzywdę - relacjonuje pani Krystyna.
Prześwietlenie potwierdziło skomplikowane złamanie ręki w nadgarstku i łokciu. Pani Krystynie założono gips. Po 9 dniach spędzonych w Centrum "Rehabilitacja Turkowice" pani Krystyna i jej mąż przerwali turnus i wrócili do domu. Po kolejnych badaniach stwierdzono konieczność zabiegu operacyjnego. Lekarze zespolili złamane kości z wykorzystaniem płytki.
- Obecnie, po blisko czterech miesiącach od zdarzenia, utrzymuje się znaczna niesprawność mojej prawej ręki - żali się pani Krystyna.
Winien palacz czy właściciel?
Przed wyjazdem z Turkowic mąż pani Krystyny zażądał od właścicieli ośrodka numeru polisy ubezpieczeniowej zakładu, aby starać się o finansowe zadośćuczynienie dla żony za konsekwencje wypadku.
- Jestem święcie przekonana, że pies który mnie potrącił, należy do właściciela ośrodka. Z rozmowy z nim jasno to wynikało. Mąż widział, jak właściciel przywoził samochodem psa na teren ośrodka - zapewnia pani Krystyna. - A jego ojciec, tj. pan Tomasz, występujący jako dyrektor ośrodka, w sposób wyniosły, wręcz arogancki odmówił udostępnienia polisy. Stwierdził, że pies jest własnością palacza. Po czym dodał, że bez wyroku sądu nie będzie rozmawiał na tematy odszkodowawcze. Jako rekompensatę zaproponował nam ponowienie turnusu rehabilitacyjnego, voucher wartości 200 zł na zabiegi rehabilitacyjne. To nie do pomyślenia, że takie podejście do pacjenta ma lekarz z wyższym wykształceniem medycznym - dziwi się pani Krystyna
Pani Krystyna trzykrotnie zwracała się pisemnie do kierownictwa Ośrodka w Turkowicach o podanie propozycji rekompensaty za poniesione przez nią szkody i konieczność przerwania rehabilitacji. Dopiero po zapowiedzi podjęcia kroków cywilno-prawnych otrzymała odpowiedź. "Pies nie należy do prowadzącego Zakład Opieki Zdrowotnej" - zaznaczył dr nauk med. Tomasz T.*, dyrektor ZOZ "Droga Życia" w Smoligowie - "W związku z czym zakład nie ponosi odpowiedzialności za szkody spowodowane przez to zwierzę (...). Ponadto opis zdarzeń przedstawionych w piśmie różni się od relacji tych wydarzeń przedstawionej podczas rozmowy, która miała miejsce po w wypadku. W czasie tej rozmowy pani mąż twierdził, że pies pani nie uderzył".
Dyrektor Tomasz T. udostępnił numer polisy OC i nazwę towarzystwa, które zawarło tę polisę z Zakładem w Smoligowie. "Jednocześnie pragnę jeszcze raz podkreślić, że w mojej ocenie nie zachodzą przesłanki do odpowiedzialności Zakładu Opieki Zdrowotnej za doznany przez panią wypadek" podkreślił dyrektor Tomasz T.
Dwukrotnie dzwoniliśmy do ośrodków w Smoligowie i w Turkowicach, aby umożliwić właścicielom i zarządzającym tymi ośrodkami odniesienie się do zarzutów poszkodowanej w wypadku emerytki. Pracownice obydwu ośrodków stwierdziły, że właściciel ani dyrektor nie będzie komentował tej sytuacji.
*Nazwisko dyrektora ZOZ "Droga Życia" w Smoligowie celowo skróciliśmy do inicjału, w tym samym numerze Kroniki Tygodnia publikujemy tekst o sądowym wyroku, w którym został on skazany za nieprawidłowości w rozliczeniach z Narodowym Funduszem Zdrowia.
Napisz komentarz
Komentarze