Na początku listopada minęły trzy lata od ostatniego ligowego występu Daniela Koczona. Na zakończenie rundy jesiennej w klasie A Motor II Lublin z wychowankiem MOKiS Szczebrzeszyn w składzie wygrał na wyjeździe z LKS Skrobów 3:1 (1:1). Piłkarz rodem ze Szczebrzeszyna w 82 minucie zawodów strzelił ostatniego gola w swojej karierze, rozpoczętej jeszcze w poprzednim wieku na boiskach Zamojszczyzny.
Obok Glika i Wilczka
– W 2019 r. po odejściu z trzecioligowej Avii Świdnik związałem się z Motorem Lublin. Zostałem szkoleniowcem grup młodzieżowych w Akademii Piłkarskiej tego klubu. Nie planowałem już wychodzić na boisko w roli piłkarza, ale drugi zespół Motoru walczył o awans do klasy okręgowej, a w końcówce rundy jesiennej brakowało chłopaków do gry, więc zostałem poproszony o pomoc – wspomina 40-letni Daniel Koczon.
Piłkarz ten występował w ekstraklasie w Piaście Gliwice, w jednej drużynie z takimi piłkarzami, jak Kamil Glik i Kamil Wilczek, jednak największe przeżycia – jak sam twierdzi – ma właśnie z lubelskim Motorem.
– W 2007 r. awansowałem z Motorem do II ligi, czyli obecnej I ligi. To był najprzyjemniejszy moment w mojej karierze piłkarskiej, ponieważ długo wygrzebywaliśmy się z Motorem z trzecioligowego marazmu i kilka kolejnych prób wejścia do wyższej ligi skończyło się niepowodzeniem. W końcu zaiskrzyło w zespole, stworzył się fajny kolektyw, poszliśmy w górę, ale awans rodził się w bólach. Mieliśmy taką ekipę, że moglibyśmy się bić nawet o ekstraklasę, jednak w Motorze brakowało wtedy funduszy. Nie to, co teraz – jest kasa, tylko wyników brak – mówi Koczon.
MOKiS Szczebrzeszyn
Zaczynał w MOKiS Szczebrzeszyn. Klub ten powstał w 1998 r. po blisko trzyletnim braku seniorskiej piłki nożnej w tej miejscowości. W pierwszym sezonie młody zespół ze Szczebrzeszyna, oparty na zawodnikach z rocznika 1992, z 17-letnim wówczas Koczonem w składzie, wygrał zamojską grupę klasy B i awansował na wyższy szczebel w ligowej hierarchii. W klasie A, już w Roztoczu Szczebrzeszyn (taką nazwę przyjął MOKiS) Koczon długo jednak nie pograł. Po kilku meczach ligowych trener Jan Złomańczuk ściągnął go do trzecioligowej Tomasovii Tomaszów Lubelski, która okazała się trampoliną do dalszej kariery utalentowanego napastnika rodem ze Szczebrzeszyna.
– Z sentymentem wracam pamięcią do swojego pierwszego zespołu, czyli MOKiS Szczebrzeszyn. Było w nim wielu utalentowanych, bardzo młodych piłkarzy. Przebywaliśmy na boisku niekiedy od rana do wieczora, żyliśmy piłką. Dlaczego mnie się udało wybić, a innym nie? Często się nad tym zastanawiam, zwłaszcza w kontekście tego, że niewielu zawodnikom nawet z Tomasovii udało się wejść na wyższy poziom ligowy. Może miałem więcej szczęścia niż inni? – zastanawia się Koczon.
Do Szczebrzeszyna teraz rzadko przyjeżdża.
– To wszystko przez natłok obowiązków. Mieszkam w Lublinie. Pracuję z dziećmi w Akademii Piłkarskiej Motoru. W IV lidze prowadzę Opolanina Opole Lubelskie. Do tego sam mam dwoje małych dzieci – tłumaczy się Koczon.
Niespełniony zawodnik
Wiosną 2004 r. został piłkarzem Motoru. Potem często zmieniał kluby. Występował w Górniku Zabrze (tylko w Pucharze Ekstraklasy), Piaście Gliwice (ekstraklasa), Wiśle Płock, Olimpii Elbląg, Stali Rzeszów, Siarce Tarnobrzeg, Avii Świdnik i Motorze II Lublin. Do kilku zespołów powracał. Niewielu piłkarzom z Zamojszczyzny udało się osiągnąć więcej w krajowym piłkarstwie, ale Koczon twierdzi, że czuje się niespełniony jako zawodnik.
– I to bardzo! – podkreśla. – Nie mogę wygodnie usiąść w fotelu i stwierdzić, że wszystko wyszło tak, jak planowałem i na co liczyłem. Byłem w stanie dużo więcej wycisnąć ze swojej kariery. Zabrakło mi pewnej wisienki na torcie. Mogłem zajść o znacznie dalej, ale zapewne dokonałem wielu niewłaściwych wyborów w swojej piłkarskiej przygodzie. Czasy były jednak znacznie trudniejsze niż teraz, w dobie Internetu i rozwoju mediów. Dziś młodzi piłkarze mają o wiele łatwiej, o ile tylko chcą się wybić. Muszą jednak te możliwości poprzeć ciężką pracą. W czasach mojej młodości bardzo ciężko pracowaliśmy na treningach, ale to nie starczało. Trzeba jeszcze było mieć poparcie, pomoc menedżera, kogoś, kto pomoże, poleci innym. Do tego dziś jest mnóstwo materiałów i informacji, dostępnych w sieci. My nie mieliśmy takiej wiedzy i świadomości, jaką mają teraz młodzi zawodnicy i ich szkoleniowcy. Muszą jednak mieć pasję. Jeśli młodzież trenuje tylko dlatego, że liczy na łatwe życie piłkarza, albo rodzice realizują przez swoje dzieci niespełnione marzenia o byciu sportowcem, to nic z tego nie będzie. I nawet dobrze wypromowany zawodnik, ale nie posiadający pasji, szybko zniknie z firmamentu – tłumaczy Koczon.
Obecną formą promocji zawodników do wyższych klas rozgrywkowych Koczon jest zdegustowany. I nie ukrywa tego.
Lepszy szkoleniowiec
– Kłuje mnie to, że dziś młody zawodnik raz, czy dwa razy dobrze kopnie piłkę przed siebie, a już wzbudza zainteresowanie menedżerów i innych klubów. Wszystko piłkarze mają podane na tacy. My musieliśmy się wykazać naprawdę wysokimi umiejętnościami, a i tak nie zawsze dostawaliśmy szansę, by się wybić – wzdycha.
Koczon ma nadzieję, że jako szkoleniowiec osiągnie więcej niż jako zawodnik.
– Moja praca zawodowa związana jest tylko z piłką nożną, dlatego nie stawiam na nic innego. Może wkrótce otrzymam propozycję pracy w wyższej klasie rozgrywkowej, a wtedy z pewnością skorzystam z takiej szansy – mówi Daniel Koczon.
Napisz komentarz
Komentarze