Odłamki pocisku artyleryjskiego dopadły ułana w lesie w odległości ok. 3 km od Zielonego (gm. Krasnobród) i ok. 2 km od Łuszczacza (gm. Susiec). Tam też Piotr Szpyrka został pochowany. – Od kilku lat zbieraliśmy informacje na temat mogiły, przeglądaliśmy m.in. kroniki szkolne i harcerskie, rozmawialiśmy z najstarszymi mieszkańcami, spisywaliśmy relacje – opowiada Dorota Burda z Tomaszowskiego Klubu Miłośników Historii.
Na miejscu spoczynku Piotra Szpyrki ustawiony był drewniany krzyż. Gdy po latach spróchniał, Władysław Kłyż – aby ocalić od zapomnienia mogiłę – zastąpił go metalowym. Pan Władysław już nie żyje, ale postawiony przez niego krzyż dalej stoi.
Ocalić od zapomnienia
Członkowie Tomaszowskiego Klubu Miłośników Historii wraz ze swoimi kolegami z Grupy Rekonstrukcji Historycznej 9 Pułk Piechoty Legionów postanowili kontynuować dzieło pana Władysława. Kupili nieśmiertelnik, a także kamień, który pomogli im przetransportować na miejsce leśnicy. – Każdy z nas dołożył coś od siebie – mówi pani Dorota. – Pomagali Nadleśnictwo Zwierzyniec, burmistrz Krasnobrodu oraz wiele innych osób. Chcemy wiedzieć jak najwięcej na temat młodego żołnierza, który oddał życie za ojczyznę, dlatego wystąpiliśmy do warszawskiego IPN-u o wszelkie informacje na jego temat. Może w przyszłości uda się przeprowadzić ekshumację?
Wiadomo, że 19-letni Piotr Szpyrka był ułanem Krakowskiej Brygady Kawalerii. Z relacji Marii Cios z Łuszczacza wynika, że jej matka Marianna Portka wraz z Genowefą Ścirką i Anną Portką były świadkami jego śmierci. – We wrześniu 1939 r. do zabudowań gospodarczych mamy w Łuszczaczu wbiegł żołnierz krzycząc, by jak najszybciej wszyscy opuścili zabudowania i uciekali, bo zaraz tu będzie straszliwy bój – opowiada Maria Cios.
Wszyscy szybko zaczęli uciekać do pobliskiego lasu. Chwilę później słyszeli pierwsze wybuchy i strzały. Marianna Portka podkreślała, że "kule latały wszędzie". W lesie napotkali sanitariuszkę z ciężko rannym żołnierzem. – Mama z koleżankami podbiegły do sanitariuszki, aby pomóc opatrzyć rannego – relacjonuje pani Maria. – Mama trzymała głowę rannego na kolanach, a sanitariuszka próbowała zatamować krwawiącą ranę.
Więcej w papierowym wydaniu Kroniki Tygodnia.
Napisz komentarz
Komentarze