Do stolicy woj. zachodniopomorskiego Padwa Zamość udała się z konkretnym zamiarem. – Jeżeli chodzi o cel, to na pewno chcielibyśmy odnieść w Szczecinie zwycięstwo. Nie pojedziemy tam się podłożyć. Chcielibyśmy przywieźć pełną pulę do Zamościa. W naszym zespole parę osób wypadło ostatnio z gry, jednak mamy szeroką kadrę. Pojedziemy powalczyć, by przywieźć trzy punkty – zapewniał przed meczem rozgrywający żółto-czerwonych Kacper Adamczuk.
Zadanie wyglądało na arcytrudne. Szczecinianie w czterech meczach zgromadzili 9 punktów, a w szeregach zamościan brakowało ostoi defensywy – Jakuba Kłody i Karola Małeckiego (kontuzje). Padwa przypominała więc nieco śpiewaka z dwoma wybitymi jedynkami, który na koncercie musi wykonać skomplikowaną arię operową. Zamościanie dali jednak radę, grając przede wszystkim skutecznie i konsekwentnie.
Dość powiedzieć, że w całym meczu gospodarze tylko raz cieszyli się remisem. A było to przy stanie 0:0. Zanim boiskowy zegar pokazał 7 minutę gry, żółto-czerwoni prowadzili już 6:0! Ogromna w tym zasługa Mateusza Czerwonki, który czterokrotnie z drugiej linii huknął nie do obrony. Drugim bohaterem przyjezdnych był Krzysztof Kozłowski. Bramkarz Padwy stanowił bowiem dla portowców zaporę nie do przejścia.
Gospodarze nie zamierzali jednak się poddać. Gdy trener Wojciech Jedziniak wziął czas, w grę zamościan wkradła się nerwowość i w 11 minucie zrobiło się już 5:6. O końcowy wynik meczu można było mieć obawy jeszcze przez kilka minut, gdy szczenienie próbowali dotrzymać kroku rozpędzonej Padwie. Goście szybko jednak odzyskali inicjatywę, Kozłowski bronił jak w transie, a Mateusz Morawski, Łukasz Szymański, Dawid Skiba i spółka robili swoje.
Między 20 a 28 minutą Pogoń nie zdobyła żadnej bramki, a Padwa pięć, odskakując z 8:11 na 8:16. Do przerwy żółto-czerwoni prowadzili 17:11, będąc na prostej drodze do zgarnięcia kompletu punktów.
Po zmianie stron gospodarze rzucili się do desperackich ataków, ale Padwa niczym wytrwały bokser trzymała ich na dystans. Dopiero w 49 minucie miejscowi zdołali zniwelować różnicę bramkową do czterech (24:28), ale na więcej przyjezdni im już nie pozwolili. W ostatnich minutach meczu kilkoma skutecznymi interwencjami popisał się jeszcze Mateusz Gawryś (były gracz Pogoni) i Padwa pewnie sięgnęła po zwycięstwo.
Warto zauważyć, że trzy trafienia zaliczył wracający do gry Hubert Obydź, sześć bramek zdobył Morawski, a jedną trzecią meczu zamościanie musieli grać w osłabieniu (20 minut kar).
– Doskonale wiedzieliśmy, jak chcemy zagrać w Szczecinie, i potrafiliśmy ten cel zrealizować. Bardzo dobrze zaczęliśmy. Mateusz Czerwonka pociągnął grę, a Krzysiek Kozłowski obronił kilka piłek i prowadziliśmy 6:0. Gdy gospodarze próbowali łapać kontakt, podwyższyliśmy obronę i przyniosło to efekt w postaci mocniejszej defensywy. Po przerwie mogliśmy sobie pozwolić na wymianę ciosów, bo było nam to na rękę. Popełniliśmy co prawda parę błędów, ale nasza zaliczka była wystarczająca, żeby w końcówce nie martwić się o wynik – powiedział po meczu II trener Padwy Wiesław Puzia.
W sobotę, 14 października o godz. 19 Padwa zmierzy się w hali OSiR w Zamościu z liderem – Śląskiem Wrocław. Spotkanie powinno już odbyć się bez ograniczeń dla kibiców, czyli mecz będzie mogło zobaczyć 800 widzów.
Powody do radości dała również młodzież MKS Padwa Zamość. Juniorzy młodsi pod wodzą trenerów Damiana Morawskiego i Michała Zielonki zwyciężyli w X Memoriale Jarosława Tkaczyka w Kielcach. W finale turnieju żółto-czerwoni pokonali Wybrzeże Gdańsk 31:25 (16:10).
SANDRA SPA POGOŃ SZCZECIN – KPR PADWA ZAMOŚĆ 32:36 (11:17) PADWA: Gawryś, Kozłowski – Morawski 6, Szymański 6, Czerwonka 4, Skiba 4, Fugiel 3, Konkel 3, Obydź 3, Szeląg 3, Adamczuk 2, Bączek 1, Puszkarski 1, Maciąg, Olichwiruk, Pstrąg. Trener: Zbigniew Markuszewski. Kary: 10 minut (Pogoń), 20 minut (Padwa). Sędziowały: Sylwia Bartkowiak (Poznań), Weronika Łakomy (Borek Wielkopolski). Widzów: 220. |
Napisz komentarz
Komentarze