W samo południe specjalistyczny pociąg turystyczny przyjechał z Chełma na były dworzec kolejowy w Zamościu. Gdy do wagonów wsiedli wszyscy podróżni, skład ruszył w kierunku Hrubieszowa.
– Turystyka Kolejowa. Turkol jest stowarzyszeniem kilku osób zafascynowanych koleją. Oni wyłożyli swoje pieniądze, dodatkowo zaciągnęliśmy kredyt i odkupiliśmy wagony, którym groziło zezłomowanie. Naprawiliśmy je. A podczas tych podroży zbieramy pieniądze z biletów i one sprawiają, że te wagony nadal mogą jeździć. Cały skład czterech wagonów kosztował około 1 mln zł. Jeździmy nimi już 12 lat. Mamy dziesiątki tysięcy ludzi, którzy nas znają i razem z nami podróżują. No nie wszyscy na raz w jednym pociągu – śmieje się Patryk Skopiec z Turkolu. Ale pasażerowie są najważniejsi. Bez nich nic byśmy nie nie zrobimy nic – już na serio dodaje Patryk Skopiec.
Każda z tych sentymentalnych wypraw kolejowych wygląda podobnie.
– Gdy zbierzemy wszystkich zainteresowanych podróżą na jakiejś konkretnej trasie, występuję do przewoźnika i zamawiam lokomotywę oraz maszynistę. Ta konkretna lokomotywa jest bardzo lubiana przez miłośników kolei. Chociaż pali jak smok - 350 litrów paliwa na 100 km, dwa razy tyle, ile spalają inne lokomotywy. Na trasie Zamość-Hrubieszów i z powrotem podróżuje obecnie jakieś 200 osób. Dlatego, że w składzie jadą tylko 3 wagony. Czwarty jest w naprawie. Wagon raz na 6 lat musi lat mieć zrobiony przegląd. A on trwa około miesiąca – tłumaczy Skopiec.
Co podają w "Warsie"?
Jednym z dwóch barmanów w Warsie jest 19-letni Mateusz spod Wrocławia. Z Turkolem jeździ od ponad 2 lat. – Troszkę z ciekawości, a troszkę z potrzeby dorobienia – tłumaczy.
– Mam normalną pracę, ale gdy pojawiła się okazja pojeżdżenia jako obsługa Warsu, to od razu z niej skorzystałem. Jeździmy w rożnych terminach, czasami w święta, na przykład w Boże Ciało, Dzień Dziecka lub w inne dni świąteczne, ale niedawno na tygodniu pojechaliśmy w Bieszczady.
- PRZECZYTAJ TEŻ: Goraj: Lalki w dwunastu odsłonach [ZDJĘCIA]
Co obecnie najczęściej zamawiają podróżni w "Warsie"?
– Z dań obiadowych najchętniej zamawiany jest filet. Jest zamrożony, a po rozmrożeniu trzeba go przysmażyć. Podaje się go z ziemniakami i surówką z pora lub kiszonym ogórkiem. Na śniadanie podróżni życzą sobie najczęściej parówki z wody lub jajecznicę albo pierogi – wylicza Mateusz, barman z wagonu "Wars".
Drugi barman w "Warsie" jeździ z Turkolem od 3 lat. Jest uczniem 5 klasy technikum kolejowego.
– Wyjazdy są głównie w weekendy, a wtedy mam wolne od zajęć szkolnych. Podczas podroży w Warsie obsługuję podróżnych, sprzedając im pamiątki, robiąc kawę lub herbatę – dodaje drugi z barmanów.
Kacper Madyński z Zamościa ma 22 lata. Bilet na przejazd specjalnym pociągiem z Zamościa do Hrubieszowa i z powrotem wygrał w konkursie dla czytelników "Kroniki Tygodnia".
– Bardzo lubię pociągi i specyficzny klimat minionych lat, takich właśnie z okresu PRL. Dawno temu, może jakieś 15 lat minęło, jechałem podobnym pociągiem. To był chyba kurs z Zamościa do Suśca albo Zwierzyńca. Dokładnie nie pamiętam. Trochę czasu minęło od tamtej podróży. Teraz chciałem sentymentalnie powrócić do tamtej podróży. Mam wrażenie, że koleją podróżuje się jakoś fajniej... Widoki są przyjemniejsze, a podróże pociągami mają swój specyficzny, mają swój wciągający klimat – mówi 22-letni zamościanin.
Jazdę pociągami mam we krwi
Roman, 45-latek z Nowogardu pracuje jako mechanik samochodowy. Na turystyczne wycieczki pociągami z Turkolem wybiera się dość często.
– Jeżdżę pociągami przy każdej nadarzającej się okazji. Mam ciężką pracę, a takie podróże koleją bardzo mnie relaksują i pozwalają się oderwać od szarej rzeczywistości. Mieszkam przy torach mieszkam i pamiętam czasy, gdy jeździły po nich podobne pociągi. Poza tym mój ojciec pracował na kolei. Pewnie więc rodzinnie mam we krwi jakiś sentyment do pociągów – wyznaje mieszkaniec Nowogardu.
Od 2 lat z podróżnym z Nowogardu jeździ jego młodsza, 11-letnia córka.
– Mam jeszcze starszą córkę. Poszła do szkoły w Chełmie. Przyjechaliśmy do niej samochodem z Nowogardu. Córka została w szkole w Chełmie, a myśmy wsiedli w pociąg i jeździmy od rana. Cala wycieczka pociągiem potrwa 3 dni, a my z młodszą córką pojeździmy 2 dni. A potem dojedziemy do Krakowa, a stamtąd pociągiem lub samolotem do domu – mówi 45-latek z Nowogardu.
Pan Roman nie liczy ani podróży pociągami, ani sumy przejechanych kilometrów.
– Gdy widzę, że Turkol organizuje jakąś wycieczkę pociągiem, to wsiadam i jadę po całej Polsce Od Helu po Bieszczady – mówi. Raz w Potęgowej zepsuł się parowóz. chyba był nieszczelny i woda z niego wyciekała. Lokomotywa nie mogła jechać dalej. Ale wszystko zostało idealnie zorganizowane, organizator w jednym momencie załatwił drugi pociąg i wszystkich zabrał w dalszą podróż – opowiada pan Roman.
Babcia z wnuczkiem dzielą kolejowa pasję
Specjalnymi pociągami turystycznymi jeździ również stała ekipa kilkudziesięcioosobowa. Jednym z nich jest 23-latek z Malborka.
– Od zawsze interesowałem się podróżami koleją. To bardzo dobry sposób na poznawanie świata, a także odpoczynek. Z tymi podróżami wiąże się dużo zainteresowań. Na przykład teraz – patrzę na mapę trasy podróży i ciekawi mnie, przez jakie miejscowości jedzie pociąg, co będę mijał? Co to za kościół stoi w tym miejscu i dlaczego kościoły o takiej architekturze są akurat tutaj. Z Turkolem jeżdżę od 2014 r. Zjeździłem z nimi kawał Polski – mówi mieszkaniec Malborka.
Elżbietę Lal z Tomaszowa Lubelskiego na podróż z Zamościa do Hrubieszowa i z powrotem namówił jej 14-letni wnuczek, Alan. Nastolatek od prawie 3 lat pasjonuje się pociągami i koleją.
– Jego miłość do pociągów zrodziła się chyba podczas naszej pierwszej podróży szynobusem z Bełżca do Zwierzyńca. Taki prezent wymyśliłam wnuczkowi na Dzień Dziecka. I on najwyraźniej się zauroczył. Od tamtej pory już ponad 3 lata razem jeździmy pociągami. Jego mama nie ma aż tyle cierpliwości – śmieje się pani Elżbieta. – Jeszcze pracuję, ale gdy biorę sobie urlop, to wtedy jeździmy po całej Polsce. Podróżowaliśmy już do Gdańska, Gdyni i Sopotu, a także do Wrocławia i Poznania. Byliśmy również na pokazie zabytkowych lokomotyw w Wolsztynie, ale i w Gdańsku na międzynarodowych targach – Trako – też byliśmy. Niedawno jeździliśmy także do Niemiec. Ale póki co staramy się jeździć po Polsce. Myślę, że na drugi rok będą dalsze podróże, na przykład planujemy wyprawę do Berlina. A teraz to wyjątkowa podróż sentymentalna pociągiem z Zamościa do Hrubieszowa i z powrotem – nie kryje radości Elżbieta Lal.
Tomaszowianka zaznacza, że jej oraz wnuka miłość do podroży pociągami wiąże się z jazdą starszymi lokomotywami i wagonami – właśnie takimi zachowanymi jeszcze perełkami.
– Nas nie pociąga luksus. Lubimy z wnuczkiem podróżować z niedogodnościami. Ostatnio podróżowałam "Mierzeją" z Lublina do Gdańska. Pociąg był stary, bez klimatyzacji. Taka kałatajka. Ale to było właśnie "to". Mój wnuczek pytał mnie: Babciu, czujesz ten zapach, zapach kolei? Niedawno byliśmy na przeglądzie nowoczesnych pociągów w Gdańsku. Był tam oczywiście Vectron, no i lokomotywa wodorowa. Owszem, te nowości są interesujące, ale razem z Alanem mamy większy sentyment do tych starszych pociągów. Wiele osób dziwi się, że ja, która ma blisko 60-tki, a mój wnuczek ma 14 lat, tak dobrze się rozumiemy i mamy wspólną pasję... bo ja też jestem pozytywnie zakręcona – śmieje się tomaszowianka.
Zakochani w lokomotywie Su-46
Z kolei Michał, 37-latek z Wągrowca jest miłośnikiem lokomotywy Su-46. Nie on jeden zresztą, razem z kilkoma znajomymi jeżdżą na wycieczki tam, gdzie jedzie ich ukochana lokomotywa.
– Z miłości do tej lokomotywy jeździmy za nią po całej Polsce. Byliśmy wszędzie: na Mazurach, Pomorzu, a teraz Wschodnia Polska i Bieszczady. Nie jeździmy konkretnym pociągiem a tylko za tą konkretną lokomotywą właśnie – mówi 37 latek z Wągrowca.
Mariusz z Białegostoku jest konduktorem w "Pociągu Wspomnień". Na co dzień jest maszynistą. Jako maszynista zjeździł tysiące kilometrów. W pamięci najbardziej utkwiły mu próby samobójcze.
– Kilka lat temu, chyba w 2016 r. niewiele brakowało, a zginałby pijak, który rzucił się na tory przed pociągiem, który prowadziłem. Na szczęście dopiero co ruszałem, Wtedy z ciemności na tory wyskoczył mężczyzna. Gdyby nie mała prędkość (około 40 km/h) i mój refleks, pewnie doszłoby do tragedii, Samobójcę dzieliły centymetr od kół lokomotywy. Wyhamowałem ostro, a ona uciekł spod kół. Nie widziałem go, znikł mi pod szybą w kabinie lokomotywy – opowiada konduktor z Pociągu Wspomnień.
Najbardziej denerwują go brawurowi kierowcy, którym często wydaje się, że na przejeździe kolejowym zdążą przejechać przed rozpędzonym pociągiem. A najgorsze nerwy biorą go, gdy tak brawurowo jeżdżą kierowcy autobusów, busów, i inny, którzy wożą pasażerów.
Pan Jacek jest mieszkańcem jednej z podhrubieszowskich miejscowości. W podróż pociągiem wybrał się, by odświeżyć sobie wspomnienia. A te bywały rożne...
– Pamiętam, wiele lat temu jechaliśmy razem z kolegą pociągiem z Tczewa do Lublina. Nie mogliśmy się wbić do żadnego w wagonów w dwóch pociągach. Pojechały w kierunku Lublina. Nie było wolnych miejsc. Dopiero w trzecim pociągu znaleźliśmy miejsca... w toalecie. Mieliśmy wybór: albo podroż w ubikacji, albo trzeba będzie próbować szczęścia nazajutrz. Zdecydowaliśmy przejazd w toalecie. Podczas podroży wpuszczaliśmy ludzi potrzebujących z niej skorzystać, a następnie wracaliśmy do ubikacji. I tak dojechaliśmy z Tczewa do Lublina – opowiada mieszkaniec okolic Hrubieszowa. – Pamiętam też, że w "Warsie" nóż zastępowano widelcem, bo te rzadziej ginęły, a za szklankę z kawą lub herbatą trzeba było zapłacić zastaw – śmieje się pan Jacek spod Hrubieszowa.
WARTO PRZECZYTAĆ:
Napisz komentarz
Komentarze