– Po wybudzeniu widzę, że wenflon mam na lewej ręce, a na prawej opatrunek – wspomina pani Wiesława. – Na salę przyszedł lekarz, który mnie operował. Powiedział, żeby zmieniać opatrunek i że za dwa tygodnie mam się zgłosić do kontroli w poradni. Ja mu mówię: „Panie doktorze, ale to nie ta ręka została zoperowana”, a on, że ta, która była na skierowaniu. Płakać mi się chciało….
Bardzo mi przykro
To było 20 grudnia ub. roku. Syn zawiózł ją rano do szpitala w Hrubieszowie. Zabieg – w pełnej narkozie – przeprowadzono przed południem na oddziale chirurgii ogólnej i urazowo-ortopedycznej.
– Gdy zadzwoniłam do syna i powiedziałam mu, co się stało, to nie mógł uwierzyć – wspomina zamościanka.
Tego samego dnia pacjentka została wypisana do domu.
– Razem z siostrą pojechałyśmy po mamę – opowiada córka. – Chciałyśmy rozmawiać z ordynatorem, ale już go nie było. Następnego dnia od zastępcy dyrektora usłyszałyśmy, że jest jej przykro. Złożyłyśmy wniosek o wydanie dokumentacji medycznej. Wróciłyśmy do Zamościa.
Dodaje, że przed operacją jej mama miała sprawną jedną rękę.
– Teraz obie są wyłączone, a mamę czeka kolejny zabieg i kolejna narkoza, bo lewa ręka jak ją bolała, tak boli – mówi córka pacjentki.
Zoperowana niepotrzebnie ręka jest poznaczona brzydkimi bliznami w okolicach nadgarstka, co stanowi dodatkowo nieprzyjemny widok.
– Jeśli wykonana zostanie druga operacja, blizny będą na obu rękach i jak ja będę wtedy wyglądała? – pyta pacjentka.
Lewa to nie prawa
Pani Wiesława ma 74 lata. Maż umarł, dzieci się wyprowadziły. Mieszka w Zamościu sama. – W związku z tym, że lewa ręka coraz bardziej mnie bolała i nie miałam czucia w palcach, lekarz rodzinny wysłał mnie do reumatologa, reumatolog do ortopedy, a ortopeda skierował na zabieg – zamościanka.
Rozpoznano u niej zespół cieśni nadgarstka ręki lewej. To nieprzyjemne dolegliwości bólowe, które najczęściej koncentrują się w okolicy kciuka, palca wskazującego i połowy palca serdecznego. Całkowite zaniedbanie leczenia może doprowadzić do uszkodzenia nerwu pośrodkowego, a w skrajnych przypadkach nawet do trwałej niepełnosprawności ręki.
- Przeczytaj też: Szykują się zmiany w prawie łowieckim. Myśliwym nie są na rękę
– Zdecydowałam się na operację, bo ból był coraz większy, a ręka stawała się coraz mniej sprawna – opowiada pani Wiesława. – Doszło do tego, że sama słoika nie mogłam odkręcić. Martwiłam się, co będzie dalej – przyznaje jej mama.
Co ciekawe, na operację skierował ją ten sam ortopeda, który wykonywał zabieg.
– A na skierowaniu wyraźnie jest napisane, o którą rękę chodzi – mówi córka 74-latki. – Jak można było tak się pomylić? Wystarczyło przed zabiegiem markerem na czerwono zaznaczyć rękę, która ma być operowana. Mamę czeka niepotrzebnie kolejna operacja, a kolejna operacja to kolejna narkoza, ból i cierpienie. Nie wiemy zresztą, czy z uwagi na podeszły wiek mamy decydować się na drugą operację. Dodatkowa narkoza to przede wszystkim duże zagrożenie dla osoby starszej. Jedno wiemy na pewno – nie skorzystamy z opieki w Hrubieszowie.
Prokuratura bada
Rodzina złożyła do Prokuratury Okręgowej w Zamościu zawiadomienie o popełnieniu przez personel medyczny szpitala w Hrubieszowie przestępstwa narażenia 74-latki na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Sprawę prowadzą hrubieszowscy śledczy pod nadzorem Prokuratury Okręgowej w Zamościu.
– Trwa gromadzenie dokumentacji medycznej, zaplanowane są przesłuchania świadków – informuje Magdalena Janik-Sobańska, szefowa Prokuratury Rejonowej w Hrubieszowie, która wszczęła śledztwo w tej sprawie. – Na chwilę obecną nikomu nie postawiono zarzutu.
Z Alicją Jarosińską, dyrektorką hrubieszowskiego szpitala nie udało się nam porozmawiać. Jest na zwolnieniu lekarskim.
– Czekamy na ustalenia prokuratury, wszczęliśmy postępowanie wyjaśniające w tej sprawie – powiedział nam Artur Macheta, wicedyrektor SP ZOZ w Hrubieszowie.
Napisz komentarz
Komentarze