Za dwa dni rozpoczynają się Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej 2024 w Niemczech. W niedzielę jest pierwszy mecz Polaków. To spotkanie z Holandią. Tymczasem wśród polskich zawodników plaga urazów i kontuzji.
Kontuzja goni kontuzję
Najpierw okazało się, że zagrać na mistrzostwach nie może zagrać Arkadiusz Milik. Teraz – po meczu sparingowym z Turcją – okazało się, że problemy mają Karol Świderski i Robert Lewandowski. Ten pierwszy ma skręcony staw skokowy, a kapitan reprezentacji ma naderwany mięsień dwugłowy uda.
Obaj to napastnicy i to właśnie komplikuje sprawę. A jak dołożymy do tego, że Lewandowski – znakomity snajper – nie zagra w pierwszym naszym meczu Euro 2024 z Holandią, to sytuacja robi się bardzo poważna.
Przeczytaj też: Aleksandra Wachna i wielki postęp. Jako jedyna z Zamojszczyzny jest w reprezentacji Polski
Holenderskie media przyjmują te wiadomości jako dobre dla ich reprezentacji.
Może spisek?
Tylko że część kibiców nie wierzy w to, że Lewandowski nie zagra. Myślą, że kontuzja nie jest tak poważna, żeby aż wyeliminowała zawodnika z pierwszego spotkania. Sądzą za to, że selekcjoner Michał Probierz ma plan na Holendrów.
Według tej teorii przeciwnicy mają być przekonani, że Lewandowskiego na boisku nie będzie. Nie będą uwzględniali go w swojej strategii. Tymczasem tuż przed meczem Robert cudownie dojdzie do siebie i zostanie przez Probierza wystawiony, żeby strzelał bramki.
Sztuczki trenera
– Na tyle, na ile znam Michała Probierza, to pierwsze, co pomyślałem, to że może to być zasłona dymna. To znaczy, że oczywiście Robert Lewandowski jest lekko kontuzjowany, natomiast trener będzie chciał to trochę wykorzystać, aby Holendrzy zaczęli się zastanawiać nad składem Polski bez Lewandowskiego, a w niedzielnym spotkaniu Roberta zobaczymy w pierwszym składzie „magicznie wyleczonego” – powiedział TVP Info były piłkarz Tomasz Frankowski.
Tu musimy przypomnieć inne sztuczki Probierza. Kiedy był trenerem Jagiellonii Białystok i w europejskich pucharach przed meczem z Arisem Saloniki też zmylił przeciwnika.
– Powiedział mi i Hermesowi, byśmy zderzyli się na koniec treningu i zostali zniesieni na noszach. Wyglądało to komicznie, ale rywale się nabrali – wyznał niedawno Marcin Burkhardt.
Napisz komentarz
Komentarze