Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 23 grudnia 2024 15:47
Reklama Baner reklamowy A1
Reklama

Truskawki z Siedlisk walczą ze zmianami klimatu. O trudach uprawy opowiadają plantatorzy

Najgorsze są dla nich majowe, ale iście zimowe przymrozki, takie nawet do minus 9 st. C. Jeżeli przed nocnymi spadkami temperatur nie okryje się kwitnących krzewów włókniną, po 2 godzinach na takim mrozie, plantację truskawki można w zasadzie zaorać i poszukać sobie nowej pracy. Zabójcze są również upały w czasie owocowania, gdy truskawki potrzebują najwięcej wody, a przez kilka tygodni w okolicy nie spadła ani kropla deszczu. Bez dodatkowego nawadniania truskawki także nie przetrwają.
– Mamy dwójkę dzieci: córka ma niecałe 3 lata, a syn ukończył 5 lat. Nasze maluchy, gdy truskawki zaczynają dojrzewać, to idą na pole i jedzą te truskawki z krzewu. Nie boimy, się coś im się stanie – tłumaczą Budzyńscy.
Truskawkowe plantacje w Siedliskach usytuowane są na otwartym polu. Dwójka plantatorów uważa, że dostrzegane od kilku lat zmiany klimatu wyjątkowo utrudniają ich uprawę. – Mamy dwójkę dzieci: córka ma niecałe 3 lata, a syn ukończył 5 lat. Nasze maluchy, gdy truskawki zaczynają dojrzewać, to idą na pole i jedzą te truskawki z krzewu. Nie boimy, się coś im się stanie – tłumaczą Budzyńscy.

Od 6 lat Patryk i Aleksandra Budzyńscy uprawiają w Siedliskach pod Zamościem truskawki i poziomki, a od ponad roku również borówkę amerykańską.

– Wcześniej pracowaliśmy za granicą, a gdy wróciliśmy do Polski, dostaliśmy dużą działkę i zdecydowaliśmy, że wspólnie spróbujemy sił w uprawie truskawki. No i zaczęliśmy od ponad 40 arów – opowiada Patryk Budzyński, który pracował w Norwegii przy uprawach truskawek i podpatrzył różne rozwiązania problemów związanych z tą uprawą. – Powoli, powoli i nam udało się rozwinąć plantacje. Dokupiliśmy maszyny. Powoli się rozkręcamy. No ale nakłady czasu i pracy oraz pieniędzy trzeba było ponieść naprawdę ogromne dodaje Patryk Budzyński.

Zaczynali od 40 arów truskawki na początku ich przygody z ogrodnictwem, obecnie uprawiają truskawkowe krzewy na ponad 5 hektarach, a poziomki na około 40 arach, z uprawą borówki amerykańskiej dopiero zaczynają.

Przeczytaj też: Albo rolnicy dostosują się do zmian klimatu, albo wyginą jak mamuty

– Ale truskawki mamy sporo, już dopracowaliśmy się własnej marki – "truskawki z Siedlisk". Ludzie na lokalnym rynku tak właśnie rozpoznają nasze owoce – zaznacza 34-letni plantator z Siedlisk.

W Zamościu i okolicach mają własne stoiska z owcami Nie sprzedają ich do punktów skupu. Czasami truskawki odbiera z Siedlisk hurtownik ze Śląska.

– W połowie sierpnia jest już po zbiorach truskawki, ale pracy nadal jest sporo. Można powiedzieć, że potrwa do pierwszych śniegów. Potem plantacje trzeba przykryć włókniną, aby krzewy przezimowały. Następnie czekamy 2-3 miesiące i zaczyna się czyszczenie plantacji z chwastów oraz naprzemienne odkrywanie i przykrywanie krzewów, w zależności od temperatury – opowiada Patryk Budzyński.

Zabójcze, majowe przymrozki

Budzyńscy podkreślają, że w bieżącym i zeszłym roku majowe przymrozki były wyjątkowo dotkliwe dla upraw ogrodniczych i sadowniczych.

– Od wielu lat w maju nie notowano aż tak niskich temperatur, nawet do minus 8-9 st. C. A dla roślin w okresie kwitnienia są one szczególnie zabójcze – podkreśla Patryk Budzyński.

– Od kilku lat można zauważyć, że z powodu zmian klimatycznych sezon wegetacyjny rusza dużo szybciej niż w latach poprzednich. Zimy są lżejsze niż w poprzednich latach. Rośliny dużo szybciej zaczynają się zagęszczać, kwitnąć. A u nas największe problemy są właśnie w czasie kwitnienia, w okresie wczesnowiosennym. Wiążą się one głównie z przymrozkami. Nie pamiętam aż takich spadków temperatur. Naprawdę bardzo ciężko się przygotować w maju na spadki temperatur poniżej minus 8 st. C. W takich warunkach wystarczą 2 godziny intensywnych przymrozków w nocy i jeżeli w żaden sposób nie ochroni się upraw, to można być pewnym, że straty plonów będą tak duże, że nie będzie czego zbierać – tłumaczy Aleksandra Budzyńska.

Kiedy w tym roku w maju przyszły szczególnie dotkliwe przymrozki, była pełnia kwitnienia truskawkowych krzewów. W gospodarstwie Budzyńskich na prawie dwóch hektarach były one przykryte warstwą włókniny.

Przeczytaj: Hrubieszów: Powiatowy szpital na minusie. Pod koniec roku może być jeszcze gorzej

– Przed tzw. "Zimną Zośką", mieliśmy dwie trudne noce, podczas pierwszej przymrozek wyniósł minus 1 st., C, a drugiej nocy temperatura spadła do minus 8 st. C. Można sobie wyobrazić, co by się stało z kwiatami, gdyby pozostawiło się je bez żadnej ochrony – podkreśla Patryk Budzyński

– Wieczorem, przed zapowiadanym przymrozkiem idzie się na pole i widzi piękne żółciutkie kwiaty, ale w nocy przychodzi mróz i od razu ten sam kwiat robi jest czarny. Z takiego ewentualnie wyrośnie zdeformowany owoc – tłumaczy Aleksandra Budzyńska. – Jeżeli są zapowiedzi przymrozków, takie do około 0 st. C, to trzeba na noc okryć plantację włókniną, a przy większych przymrozkach to nawet dwiema lub trzema warstwami. Gdyby nie taka pierzyna z włókniny, to po większym przymrozku można jedynie przyorać plantację, a sobie poszukać innej pracy – dodaje plantatorka z Siedlisk, wykwalifikowana rolniczka, która pracuje także jako pielęgniarka.        .

Pierzyna może nie wystarczyć   

Gdy przymrozki spadają do niemal zimowych temperatur, wtedy nawet podwójna pierzyna z włókniny może nie wystarczyć.

– Dlatego dodatkowo rozpalamy ogniska ze słomy i zadymiamy plantację, żeby to mroźne powietrze jakość poruszyć. Mieliśmy dwie czy trzy noce bez spania, tak przymroziło. Rozpaloną słomą zadymialiśmy plantacje, które oprócz tego były nakryte włókniną. Innym razem, również po zapowiedzi sporych przymrozków, mąż pojechał po włókninę do Warszawy. Zanim wrócił, wszyscy nasi sąsiedzi przyszli i pomagali nam w nocy okrywać włókniną plantacje kwitnącej truskawki. Sama nie dałabym rady opowiada Aleksandra Budzyńska.   

Budzyńscy mają jeszcze jeden sposób na radzenie sobie z przymrozkami.

– Nie, nie opatentowaliśmy go, ale stosujemy i on działa – zapewnia Patryk Budzyński. Jest to zraszanie podczas przymrozku krzewów truskawki rozpyloną wodą. Już nie raz w ten sposób uratowaliśmy truskawki nieokryte włókniną. Gdy temperatura zaczyna spadać poniżej zera, wyjeżdżamy na plantacje traktorami z opryskiwaczami wypełnionymi wodą, Jeździmy i pryskamy przez kilka godzin taka wodną mgiełką. Ważne, aby ta woda nie zdążyła zamarznąć, trzeba pryskać cały czas, przez kilka godzin, aż do ustąpienia przymrozku – tłumaczy Patryk Budzyński.   

– Ostatnio pryskaliśmy tak wodą plantację, gdzieś od godz. 3 w nocy do godz. 6 rano, a wtedy już wschodzi słoneczko. W okresie przymrozków nastawialiśmy sobie budzik na północ, albo na godz, 2, by zobaczyć co tam dzieje się na polu i jaka faktycznie jest temperatura – mówi Aleksandra Budzyńska.

– Maj w ogóle jest dla nas wyjątkowo intensywny i stresujący. Na dzień plantację trzeba odkryć, aby pszczoły mogły zapylić kwiaty na truskawkowych krzewach. Krzaki pod włókniną jednak się gotują gdy jest bardzo ciepły dzień, a kiedy temperatura jest znacznie wyższa trafiają się również oparzenia. Z rana więc odkrywamy truskawki, a na wieczór trzeba je szybko nakryć, aby zdążyć przed nocą i gwałtownym spadkiem temperatury. Dwie osoby nie dałyby rady, pomagają nam rodzice i rodzina, a kiedy trzeba pomagają także sąsiedzi. Sami nie bylibyśmy w stanie tego zrobić – dodaje plantatorka z Siedlisk.    

Dalsza część artykułu pod zdjęciem.

Gdy przymrozki spadają do niemal zimowych temperatur, wtedy nawet pierzyna z włókniny może nie wystarczyć. –Dlatego dodatkowo rozpalamy ogniska ze słomy i zadymiamy plantację, żeby to mroźne powietrze jakość poruszyć – tłumaczy Patryk Budzyński.

Dwójka plantatorów z Siedlisk uważa, że dostrzegane od kilku lat zmiany klimatu wyjątkowo utrudniają uprawę truskawek i innych owoców typu poziomka czy borówka amerykańska.

Przeczytaj też: Mieszkanka Nielisza postawiła na grządki wzniesione. Pokazuje ludziom jak się je robi

– Najgorsze są upały i susza. Sami zastanawiamy się jak skutecznie zaradzić niekorzystnemu wpływowi wysokich temperatur i ograniczeniom w możliwości nawadniania upraw, gdy długotrwale brakuje opadów deszczu. Będziemy się starać o pozwolenie na wybicie studni głębinowych na polach, aby był lepszy dostęp do wody. Bo bez wody ciężko utrzymać plantacje w upalne dni i w czasie postępującej suszy. Na przykład w lipcu temperatura w ciągu dnia poszybowała do 38 st. C w cieniu. Dojrzewające wówczas truskawki prawie gotowały się na krzakach. A ten owoc potrzebuje wtedy sporo wody.

– Różnica w plonowaniu jest taka: plon w miejscach nienawadnianych wyniesie na przykład 100 kg, a z miejsca nawadnianego jest to a przykład 250 kg truskawki. Nie dość że rośliny nie wytrzymywały w takim upale, ludziom wyjątkowo trudno było zbierać owoce – tłumaczy Patryk Budziński.

A nie można, ot tak po prostu, podłączyć do domowego kranu wąż ogrodowy i tak nawodnić plantacje?

– Na to trzeba mieć specjalne pozwolenie. Bez pozwolenia można wykorzystać zebraną wcześniej deszczówkę i my niej korzystamy. Ale coraz bardziej dojrzewa w nas pomysł wybicia studni przy plantacjach. Zwłaszcza, że tę inwestycję będzie można dofinansować z wspierającego takie zadania inwestycyjne programu – planuje plantator z Siedlisk pod Zamościem. – Nie oszukujmy się, ale woda z wczorajszych nawalnych opadów deszczu w Zamościu i okolicach nie wystarczy. Później może być tak, że przez miesiąc nie spadnie ani kropla deszczu. Anomalie pogodowe są teraz częstsze niż normalne warunki, do których przystosowane są uprawy w tej szerokości geograficznej – dodaje Patryk Budzyński.    

Folia to odległa przyszłość 

Truskawkowe plantacje w Siedlikach usytuowane są na otwartym polu. Część większych plantatorów truskawek uprawia te owoce pod folią, w tunelach, mogą być zadaszone również w inny sposób.

– My również myślimy o takich rozwiązaniach. Na razie jednak jest to dla nas zbyt szalona inwestycja. Potrzeba na to sporo pieniążków. Z jednej strony byłoby bardzo dogodnie sterować pogodą pod namiotem czy w tunelu z uprawą truskawek i nie oglądać się zbytnio na warunki pogodowe na zewnątrz. Reguluje się tam wszystko, także opady, truskawkom nie zagrażają również choroby grzybowe. Ale z drugiej strony trzeba brać pod uwagę, że w tych uprawach tunelowych, dużo jest tego nawadniania kropelkowego, dużo odżywek, pożywek, a wtedy uprawa nie jest już tak naturalna jak u nas. A my mamy dwójkę dzieci: córka ma niecałe 3 lata, a syn ukończył 5 lat. Nasze maluchy, gdy truskawki zaczynają dojrzewać, to idą na pole i jedzą te truskawki z krzewu. Nie boimy, się coś im się stanie – zaznacza Aleksandra.

– Staramy się, by truskawki były z jak najbardziej naturalnej produkcji. Pilnujemy wszystkiego żeby na pewno nikomu nie zaszkodziły. Dużo inwestujemy w środki ochrony dopuszczone do ekologicznego rolnictwa. Chociaż formalnie nie jesteśmy gospodarstwem ekologicznym. Na taka markę i certyfikat pracuje się całymi latami. Opryski ekologiczne są znacznie droższe. My opryskujemy truskawki mikroorganizmami od grzyba. To jest preparat ekologiczny. Bazujemy na takich środkach ochrony. No ale one są chyba trzykrotnie droższe niż gdybyśmy opryskali plantację chemikaliami – wyjaśnia Aleksandra Budzyńska. 

Obecnie plantacje truskawek w Siedliskach maja łącznie około 5,5 ha powierzchni, a całość gospodarstwa ogrodniczego Budzyńskich to około 7 ha. Na 60 arach jest borówka amerykańska i "coś ze 40 arów poziomki".

– Borówka amerykańska rośnie u nas drugi rok. Chodziło nam o to, aby zapełnić czas po zbiorze truskawki. Skończą się truskawki, będą borówki... a poziomka – jeżeli jest udany rok – to kwitnie od wiosny do pierwszych mrozów. Kiedyś mieliśmy poziomki jeszcze na początku listopada – dodaje na koniec Patryk Budzyński.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

 

 

Reklama
ReklamaBaner firmy Pierogi od AGI w dodatku Świąta
Reklama
Reklama
Reklama
KOMENTARZE
Autor komentarza: etnografTreść komentarza: DomniemaneData dodania komentarza: 23.12.2024, 13:34Źródło komentarza: Hrubieszów: Ekologiczna katastrofa umorzona po raz drugiAutor komentarza: xyzTreść komentarza: Aaaaa czyli lejta dalej syf do rzek bo i tak nikt wam nic nie udowodni.Data dodania komentarza: 23.12.2024, 12:06Źródło komentarza: Hrubieszów: Ekologiczna katastrofa umorzona po raz drugiAutor komentarza: PoirytowanyTreść komentarza: Wiedza środowiskowa orzekającego jest na poziomie nie powiem jakim. "Wyłowiono także gniazdujące przy brzegu rzeki martwe ptaki" - nie tylko ptaki były również ssaki, od spadku tlenu te zwierzęta padły? Biologia poziom podstawówki się kłania. "nie przeprowadzono wszystkich dostępnych czynności celem ustalenia wszelkich okoliczności zdarzenia" - to może trzeba pociągnąć do odpowiedzialności tych, którzy powinni te czynności wykonać? Póki gó.no nie zacznie niektórym płynąć z kranu, 4 liter nie ruszą, nic się nie zmieni.Data dodania komentarza: 23.12.2024, 12:05Źródło komentarza: Hrubieszów: Ekologiczna katastrofa umorzona po raz drugiAutor komentarza: PseudoTreść komentarza: Normalny LGBTQ jeszcze kołka z kakałka nie wyjął i zieje nienawiścią tęczową wszyscy buraki i nie pracują un jako jedyny pracuje 4 literami i odprowadza podatki, uciekając do Krakowa by mieć większe pokrycie.Data dodania komentarza: 23.12.2024, 10:48Źródło komentarza: Prezydent Warszawy w Hrubieszowie i WerbkowicachAutor komentarza: CebularzTreść komentarza: Na razie Pań burmistrz Rafał Kowalik co najwyżej dmucha swoich wyborcówData dodania komentarza: 23.12.2024, 10:45Źródło komentarza: W Szczebrzeszynie zorganizowano I Festiwal DmuchańcówAutor komentarza: HahaTreść komentarza: Tok rozumowania idioty, AFD czyli chrześcijanie i islamista się przefarbował i jako niemiec zabijał i ranił niemców komunistyczny tok myślenia i czerpanie ze skrajnie lewackich mediów wypala LOGIKĘ.Data dodania komentarza: 23.12.2024, 10:37Źródło komentarza: Prezydent Warszawy w Hrubieszowie i Werbkowicach
Reklama