– W 2023 roku mieliśmy 25 mieszkańców w przedziale wiekowym 80-100 lat – mówi nam Ewa Kielar, dyrektor Domu Pomocy Społecznej w Tyszowcach. I dodaje: – Od kiedy tutaj pracuję, przeżyłam już trzecie setne urodziny. To coś niesamowitego.
Na ten moment (23 stycznia 2025 r.) w domu mieszkają już dwie seniorki, które skończyły 100 lat. Emilia Kliszcz w czerwcu skończy nawet 102 lata! A druga seniorka – Marianna Martyniuk – miała 100. urodziny w tym roku – 6 stycznia.

Jeśli Bóg da i zdrowie pozwoli, to za 4 lata setkę skończy też pani Krysia. Ma już obiecane wspaniałe przyjęcie urodzinowe. Z urodzin i świętowania każdej miłej okazji (Dnia Kobiet, Dnia Mężczyzny, Dnia Seniora i wielu innych) DPS w Tyszowcach jest dobrze znany.
Na urodziny, jeśli to możliwe, przyjeżdża rodzina podopiecznego, a świętują z nim koleżanki i koledzy z DPS-u oraz pracownicy i dyrektor. Zawsze jest tort, zawsze są serdeczne życzenia i uściski. Wszystko prosto z serca. Każdy w tym domu czuje się ważny i doceniony. I chyba dlatego tak dobrze się tam mieszka i żyje.
Dzieciństwo, młodość, dorosłość
Setne urodziny są zawsze okazją do wspomnień i przypomnienia życiorysu jubilata. O Emilii Kliszcz, „wesołej babci”, jak mówią o niej w DPS-ie, która mieszka tam od ponad 20 lat, pisaliśmy rok temu. Dzisiaj napiszemy o Mariannie Martyniuk.
Urodziła się ona 6 stycznia 1925 roku w Kolonii Gdeszyn (obecnie gmina Miączyn). Jej rodzice – Andrzej i Kazimiera Michalscy – byli rolnikami. Ojciec był bardzo dobrym gospodarzem i społecznikiem, a matka zajmowała się rodziną i pomagała w gospodarstwie. Marianna miała dwóch starszych braci – Bolesława i Witolda, trzech młodszych: Czesława, Aleksandra i Józefa, który umarł tuż po urodzeniu, oraz dwie starsze siostry – Helenę i Wandę. Pani Marianna nigdy nie powiedziała złego słowa o rodzicach czy rodzeństwie.
Państwo Michalscy zapewnili swoim dzieciom dobry byt i porządne wychowanie, zgodne z zasadami wiary katolickiej oraz naukę zawodów.
Pani Marianna w 1939 roku ukończyła szkołę podstawową w Gdeszynie. Była dobrą uczennicą, a najbardziej lubiła rysunki, śpiew i religię. Była uzdolniona plastycznie i marzyła, aby pójść do szkoły plastycznej w Zamościu. Rodzice odradzili jej jednak ten kierunek, mówiąc, że „z tego chleba mieć nie będzie”.
II wojna światowa uniemożliwiła jednak naszej bohaterce dalszą edukację. Spotkało ją wiele nieszczęść. Najstarszy brat został schwytany przez Ukraińców jako zakładnik, potem przekazany Niemcom i wraz z innymi zakładnikami rozstrzelany oraz pogrzebany w do dzisiaj nieznanym rodzinie miejscu. Brat Witold dostał się do niemieckiej niewoli, potem ciężko pracował w niemieckim gospodarstwie. Powrócił do domu osłabiony i z nadwyrężonym zdrowiem.
PRZECZYTAJ TEŻ: Porucznik Władysław Wolańczyk, żołnierz AK, skończył 100 lat. Walczył m.in. w rejonie Tomaszów Lub.
W czasie wojny zginął także bliski kolega Marianny. Zabity przez Ukraińców został znaleziony martwy w zbożu blisko zabudowań Michalskich. W 1943 roku zamordowany przez niemieckich żandarmów został lubiany przez Mariannę ks. katecheta Zygmunt Pisarski.
– Było to dla mamy traumatyczne przeżycie, tym bardziej, że wraz ze swoją kuzynką poszły na plebanię w Gdeszynie, gdzie leżał zabity ksiądz, i widziały na własne oczy, jak bardzo został zmasakrowany – opowiada Gerarda Jodkowska, córka stulatki. Przypomina, że ks. Pisarski w 1999 roku był beatyfikowany przez papieża Jana Pawła II.
Po wojnie wraca życie
Po wojnie pani Marianna ukończyła kurs pedagogiczny w Zamościu i rozpoczęła pracę jako nauczycielka. Pracowała w szkołach podstawowych w Strzelcach, Siedliszczu i Zadębcach. W tym czasie poznała swojego przyszłego męża Ignacego Martyniuka, który również był nauczycielem.
W 1949 roku Marianna i Ignacy pobrali się. Wkrótce po ślubie urodził im się syn Ireneusz, a potem córka Gerarda.
– W parę lat później moi rodzice zaprzestali pracy w szkole i zamieszkali w rodzinnej wsi męża – w Nieledwi. Tata pracował zawodowo, ale w innej branży, natomiast mama zajmowała się domem, dziećmi i ogrodem – mówi Gerarda Jodkowska.
Wspomina: – Pamiętam, że kiedy byłam mała, mama brała mnie na kolana i śpiewała piosenki. Rysowała mi również głównie królewny i konie. Królewny dlatego, że ja o nie prosiłam, a konie, ponieważ bardzo lubiła je rysować. Obowiązki domowe nie były ulubionymi zajęciami mamy. Natomiast bardzo chętnie wykonywała pracę w ogrodzie. Kiedy zapytałam ją, jaka jest tego przyczyna, wyjaśniła mi, że w ich domu rodzinnym każde z dzieci miało swoje obowiązki. I tak dla przykładu jedna z jej sióstr nauczyła się szycia i szyła ubrania dla całej rodziny, druga skończyła szkołę gospodarstwa domowego i zajmowała się gotowaniem, a mama, jako najmłodsza z sióstr, chodziła z babcią do ogrodu i w miarę swoich możliwości pomagała jej.
Pani Marianna od dzieciństwa kochała kwiaty. Do dzisiejszego dnia sprawiają jej radość.
– Na urodziny pani Marianna wybrała koszulę w kwiaty, firanki w swoim pokoju ma też w kwiaty, nawet pościel chciała mieć w kwiaty, a nie białą hotelową. Gdy goście wręczali jej bukiety kwiatów, widzieliśmy, jak się z nich cieszy – potwierdza dyrektor Ewa Kielar.
Trudne zmiany
W 2003 roku zmarł Ignacy Martyniuk. Marianna została sama w Nieledwi. Co tydzień lub dwa przyjeżdżał do niej syn. Córka odwiedzała panią Mariannę w czasie urlopu i świąt. Na zimę często zabierała ją do Zielonej Góry. Mówi, że choć była zadowolona z wyjazdów, to zawsze tęskniła za swoim domem, dlatego z wiosną wracała do swoich kątów, swoich kwiatów i wydeptanych ścieżek.
Najtrudniejszy okres przyszedł dla niej i dla jej dzieci, kiedy sama nie mogła już pozostawać w nieledewskim domu. Potem, gdy była z synem, chciała przyjechać do córki, a gdy była u córki, prosiła o odwiezienie do syna.
W 2016 roku mama zamieszkała w DPS-ie w Tyszowcach. Od ponad czterech lat jest osobą leżącą – mówi pani Gerarda.
W 2020 roku zmarł syn pani Marianny. Natomiast żyją jeszcze jej dwaj bracia: Czesław, który ma 97 lat i mieszka w Gdańsku, oraz Tadeusz, mający 94 lata, który mieszka w Kielcach.
Pani Marianna doczekała się czterech wnuczek, dwóch wnuków, trzech prawnuków i jednej prawnuczki.
Czy istnieje przepis na długie życie?
Ponoć pani Marianna zawdzięcza długowieczność dobrym genom odziedziczonym po matce i zdrowemu odżywianiu.
– Aktualnie pani Marianna nie przyjmuje żadnych leków, tylko czasami na dobry sen jedną tabletkę – dopowiada Ewa Kielar, dyrektor Domu Pomocy Społecznej w Tyszowcach.
Nie jest pierwszą stulatką w swojej rodzinie. Jej starszy brat Witold przeżył 102 lata.
Seniorka zawsze zdrowo się odżywiała.
– Podstawę jej wyżywienia stanowiły takie produkty jak mleko – bardzo lubi kozie mleko i dlatego hodowała przez wiele lat kozy, jajka przepiórcze, ryby – szczególnie śledzie oraz nabiał. Nie gardziła też dobrą wędliną, pasztetem i kaszanką. Jadła sporo owoców, warzyw, w tym dużo kapusty kiszonej i czosnku oraz orzechów włoskich. Ze słodyczy spożywała głównie czekoladę. Obecnie smak się jej zmienił i nie lubi kwaśnych rzeczy – wylicza jej córka.
Wiara dodaje sił
Ewa Kielar zauważyła, że pani Marianna wraz z upływem czasu coraz częściej wraca pamięcią do domu z dzieciństwa.
PRZECZYTAJ: 130 tysięcy złotych z powiatu tomaszowskiego zasili zbiórkę WOŚP!
– Kiedy przyjeżdża do niej córka, zawsze pyta, czy pojadą do Gdeszyna – mówi dyrektor DPS-u.
Podkreśla też, jak wielkie znaczenie dla seniorki ma modlitwa i wiara.
– Gdy pani Marianna mogła jeszcze chodzić, wielką radość sprawiało jej uczestniczenie we mszach św. w kaplicy. Teraz co tydzień na wizyty przychodzi do niej ks. Andrzej Traczykiewicz. Zawsze wtedy się ożywia – dodaje Ewa Kielar.
Dyrektor tyszowieckiego domu pomocy uważa, że dobra kondycja i samopoczucie mieszkańców domu to w dużej mierze zasługa właśnie możliwości spotkania z Bogiem. Pensjonariusze bardzo chętnie uczestniczą w mszach, wspólnie odprawiają nabożeństwa majowe i różańcowe. Wiara dodaje im siły i nadziei. O resztę dba cały personel DPS-u, dla którego ten dom to drugi dom, a jego mieszkańcy są niczym rodzina.
Napisz komentarz
Komentarze