To było w czerwcu 1943 roku. I zaczęło się ponoć od truskawek. Ukrainiec z Podboru, mieszkający tuż przy lesie uprawiał truskawki, którymi handlował. Ponoć partyzanci nocą chodzili mu je rwać. Gospodarz postanowił poskarżyć się żandarmerii. Kiedy Heinrich Ernest Schultz, komendant miejscowej żandarmerii w towarzystwie policjantów granatowych z Tyszowiec późnym wieczorem wracał na kwatery, Ukrainiec wyszedł mu naprzeciw. Schultz widząc nieznajomego, już sięgał po pistolet, ale powstrzymał go jadący obok Antoni Jakubiak policjant granatowy (w konspiracji miał ps. Jaszczur, był referentem Wojskowej Służby Ochrony Powstania).
"To miejscowy ogrodnik" – miał powiedzieć.
Ukrainiec pożalił się na partyzantów. Schultz kazał prowadzić się na pole. W pewnym momencie z lasu padły strzały. Ukrainiec został zabity na miejscu. Ranny został jeden z żandarmów.
Następnego dnia brat zabitego postanowił się zemścić. Doniósł, kto we wsi jest w konspiracji i że partyzanci mają broń. Wskazał, gdzie mieszka Marian Pilarski ps. Grom (przedwojenny chorąży zawodowy, od listopada 1943 roku, po aresztowaniu większości przywódców tyszowieckiej konspiracji objął funkcję komendanta 21 kompanii tyszowieckiej AK).
Następnego dnia, 17 czerwca 1943 r., Niemcy zorganizowali w Podborze obławę. Otoczyli całą wioskę. W Wojciechówce, wiosce sąsiadującej z Podborem aresztowali szewca Arcabę. Przywieźli go pod chałupę w lesie, w której mieszkała rodzina Pilarskiego. Wyprowadzili z niej jego żonę Wierę z dziećmi: 15-letnią Danutą oraz mającymi po pięć lat bliźniakami Januszem i Romaną.
– Ojciec wspominał, że jeden z Niemców rozbił wtedy babci nos granatem tłuczkiem – mówi Dariusz Pilarski, wnuk Mariana, syn Janusza.
Rodzinę Pilarskich zaprowadzono do jednej ze stodół. Sam Pilarski zdążył się wtedy ukryć na strychu. Zakopał się pod strzechą. Niemcy dostrzegli drabinę stojącą przy chałupie. Kazali Arcabie wejść na strych i sprawdzić, czy nie ukrywa się tam Pilarski. Zagrozili, że jeśli skłamie, zginie. Arcaba będąc na strychu, zamaskował ukrywającemu się pod strzechą Pilarskimu buty. Rzucił na nie wiązkę słomy. Niemcom powiedział, że nikogo na strychu nie ma. Niemiec, który po nim wszedł po drabinie na strych w głąb pomieszczenia nie wchodził. Pilarski się uratował.
Dalsza część tej opowieści w najnowszym numerze i e-wydaniu Kroniki Tygodnia
Napisz komentarz
Komentarze