– Jest o co się starać. Mieszkańcy Zamościa i turyści, dzięki takiemu upamiętnieniu, będą mogli łatwiej zrozumieć w jakich okropnych warunkach były transportowane dzieci wygnane podczas wojny ze swoich domów – tłumaczy Tomasz Kawałko, prezes zarządu Fundacji Centrum Wysiedlonych na Zamojszczyźnie oraz przewodnik turystyczny. – Można byłoby w takim wagonie urządzić ekspozycję, na której znalazłyby się np. manekiny oraz odpowiedni pokaz multimedialny. Na razie są to tylko pomysły, ale mamy nadzieję, że uda się je zrealizować. Będziemy o to zabiegać.
Ludzie błagali wody
Przypomnijmy. Pod koniec listopada 1942 r. hitlerowcy założyli w Zamościu obóz przejściowy (UWZ Lager Zamość). Do marca 1944 r. przez to koszmarne miejsce przeszło w sumie ponad 41 tys. osób z całej Zamojszczyzny. Trafiali stamtąd do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, na Majdanek lub do Łaskarzewa, Siedlec, Garwolina, Pilawy czy Łosic (część osadzono w tzw. wsiach rentowych). Niektórzy byli wywożeni także na roboty przymusowe do Rzeszy.
Wielu z nich nigdy do domów nie powróciło. Gehennę tych ludzi można opisywać w wielu tomach, a jednym z jej symboli są niemieckie wagony towarowe. Tak wyglądał np. transport, który 31 stycznia 1943 r. dotarł z zamojskiego obozu przejściowego do Siedlec. Przybyło w nim 998 osób, w tym 86 dzieci poniżej czwartego roku życia oraz 236 dzieci w wieku 4-10 lat). Wszyscy więźniowie, którzy wyszli z wagonów słaniali się na nogach. Dzieci miały biegunkę i wrzody na całym ciele. Były skrajnie wycieńczone. Kilkanaście z nich zmarło.
"W jednym z wagonów zobaczyłam matkę, której zabrakło łez, siedzącą nad zwłokami dwóch synków 5 i 7 lat, którzy nie wytrzymali ciężkich warunków. Babka chłopaków, oparta o ławkę zdołała wskazać ręką ofiary" – pisała siostra Anna Fabiańska ze Zgromadzenia św. Wincentego à Paulo. "Ludzie błagali wtedy wody, gdyż w czasie transportu nie było można podawać nawet śniegu przez okno".
Janina Dubel (urodziła się 8 marca 1932 r.) z Zamościa była więziona w zamojskim obozie przejściowym. Trafiła stamtąd do Sobolewa. – Jechaliśmy pociągiem dwie, może trzy doby (do wagonów bydlęcych więźniów zapędzono na tzw. zamojskiej rampie buraczanej: istniała między ul. Peowiaków i Orlicz-Dreszera – przyp. red.). – Nie dawano nam wody i jedzenia. W naszym wagonie zmarła z wycieńczenia kobieta i dziecko. Położono ich przy drzwiach... Dotarliśmy do Sobolewa, niedaleko Warszawy. Mieliśmy wyjść z wagonu, ale ja nie chciałam tego zrobić. Było mi już wszystko jedno, taka byłam przemarznięta, zobojętniała – opowiada Janina Dubel.
Szacuje się, że w sumie podczas niemieckiej akcji osadniczo-wysiedleńczej wygnano na poniewierkę ok. 110 tys. Polaków, w tym 30 tys. dzieci z naszego regionu. Wiele z nich zmarło m.in. podczas transportów w bydlęcych wagonach (umierali także dorośli).
Mamy nadzieję, że pomogą
Nigdy o nich w Zamościu nie zapomniano. Na pomysł upamiętnienia tragedii tych ludzi – poprzez ustawienie niemieckiego wagonu towarowego z czasów wojny – wpadł Jerzy Zacharow, społecznik i były radny miejski. Opowiedział o tym na zebraniu Fundacji Centrum Wysiedlonych na Zamojszczyźnie, które odbyło się 12 grudnia. Inicjatywa trafiła na podatny grunt. Członkowie stowarzyszenia opowiedzieli o niej m.in. na grudniowej sesji zamojskiej Rady Miejskiej. Wspierał ich wówczas Marek Splewiński, ze Stowarzyszenia Zamojska Rodzina Katyńska. To przyniosło skutek.
– Okazało się, że po tej sesji pomysłem zainteresowało się wiele osób – zapewnia prezes Tomasz Kawałko. – 13 stycznia będziemy o upamiętnieniu rozmawiać z Andrzejem Wnukiem, prezydentem Zamościa, a potem z posłem Sławomirem Zawiślakiem. Mamy nadzieję, że nam pomogą. Bo chcielibyśmy zdobyć oryginalny wagon towarowy z czasów wojny. Mamy nadzieję, że stoją jeszcze takie na jakichś kolejowych bocznicach... Jeśli to się nie uda, pomyślimy o innym rozwiązaniu (np. o rekonstrukcji – przyp. red.).
Gdzie wagon-muzeum mógłby w Zamościu stanąć?
Więcej o tej inicjatywie w najnowszym numerze i e-wydaniu Kroniki Tygodnia
Napisz komentarz
Komentarze