"Uczestniczyłem w wiecach i pochodach, bo takie były wtedy czasy. Partia wszędzie miała swoje oczy i uszy. Byłem młody i chciałem zobaczyć świat, a wtedy z huty mieliśmy służbowe wyjazdy, wycieczki, nie tylko do demoludów, ale i Europy Zachodniej (...)" – zachwycał się pewien emerytowany inżynier z czasów PRL-u. "Co tam, człowiek przemaszerował, pomachał i spokój... A potem bywały zabawy na świeżym powietrzu. Ludzie tańczyli na ulicach do wieczora. Wesoło było".
Nie wszyscy mieli jednak tak pragmatyczne podejście. "Nie znosiłam tych pochodów i parad, ale obecność była obowiązkowa, a za uporczywe uchylanie się od obchodów socjalistycznych świąt groziło relegowanie ze szkoły" – wspominała komunistyczne masówki z lat 50. ub. wieku pani Bożena z Lublina. "Chciałam zdać maturę, więc paradowałam w tych króciutkich szortach z piłką w rękach i przyklejonym, sztucznym uśmiechem. Miałam piłkę, to przynajmniej nie musiałam nieść szturmówki czy portretów Lenina i Bieruta".
Obchody śmierci Stalina
Anonimowa relacja pani Bożeny znalazła się w "Ilustrowanej Encyklopedii PRL" (w tomie "Życie PRL. Praca. Rozrywka. Ludzie"). Kobieta wspominała, że przed komunistycznymi masówkami zawsze w jej klasie odbywały się kłótnie. Bo nikt z uczniów nie chciał jakoś nieść w pochodzie portretów Lenina, Bieruta, różnych ideologów czy wąsatych dygnitarzy. Wychowawca w końcu musiał wyznaczać "chętnych".
"Najgorzej wspominam obchody śmierci Stalina (zmarł 5 marca 1953 roku w miejscowości Kuncewo w ZSRR – przyp. red.)" – czytamy we wspomnieniach pani Bożeny. "Od rana był apel i kilkugodzinna masówka przed szkołą. Był marzec, a my marzliśmy w mundurkach i tenisówkach".
Śmierć Stalina zapamiętała nie tylko pani Bożena. Z wielu względów.
– Kiedy umarł, kazano mi iść do księdza z Łazisk. Po co? Miałem kazać mu na tę okoliczność dzwonić – wspominał w 2016 r. Jan Pszenniak, wieloletni sołtys Lipiny Nowej (gm. Skierbieszów). – Ksiądz się jednak nie upierał. Kościelne dzwony zadzwoniły. Tak uczczono w gminie śmierć Stalina.
– W 1953 r. miałam piętnaście lat. Uczyłam się w sześcioklasowej Szkole Podstawowej w Janówce (gm. Sitno). Pewnego dnia przyszła do klasy nauczycielka i powiedziała, że umarł Stalin. Zarządziła minutę ciszy – opowiada także Alina Nowak z Zamościa. – Pamiętam, że jakoś nie wyczułam powagi tego wydarzenia i w pewnej chwili parsknęłam śmiechem. Nauczycielka wygoniła mnie za drzwi klasy. Musiałam tam stać do końca lekcji. Do dzisiaj to pamiętam... Wszyscy musieli brać jednak udział w państwowych uroczystościach.
Więcej na ten temat w najnowszym numerze i e-wydaniu Kroniki Tygodnia
Napisz komentarz
Komentarze