To było straszne. Czegoś takiego w życiu bym się nie spodziewał. Szliśmy chodnikiem, całą rodziną, kilka metrów przed nami dzieci. Nagle coś runęło na nie. Zobaczyłem leżące na ziemi kawałki gruzu i unoszący się tuman kurzu. Dzieci wpadły w panikę i rozbiegły się. Trzymałem w ręku portfel, papierosy, kluczyki. Wszytko to rzuciłem na ziemię i pobiegłem sprawdzić, czy nic im się nie stało – opowiada pan Bartosz.
Okazało się, że z całej czwórki ucierpiał jedynie 10-letni syn pana Bartosza. Kawałek gzymsu który oderwał się z domu zakonnego oo. redemptorystów przy ul. Kościuszki 1 uderzył chłopca w głowę.
Czytaj więcej w papierowym wydaniu Kroniki Tygodnia.
Napisz komentarz
Komentarze