Te zmiany zostały wprowadzone w naszej miejscowości w sposób zaskakujący: bez wcześniejszych zebrań, informacji, konsultacji. A potem zostaliśmy przy podziale wspólnotowych gruntów pominięci, po prostu wykluczeni z uczestnictwa! Nie rozumiemy dlaczego tak się stało... Chodzi przecież o wspólne grunty. A to aż 47 ha! – żalą się Jerzy Zams, Klemens Adamowicz i Tadeusz Mogielnicki z miejscowości Zarzecze. – Jeśli nasze argumenty nie zostaną przez urzędników wzięte pod uwagę, poszukamy sprawiedliwości sądzie!
107 tys. hektarów gruntu
Wspólnoty gruntowe zakładano w naszym kraju jeszcze w XIX wieku. Były to łąki, pola i m.in. lasy należące (po likwidacji pańszczyzny) do wszystkich mieszkańców poszczególnych wsi. Takie tereny nie mogły być podzielone, a ich zarządzanie odbywało się według odrębnych zasad. Nie zawsze przystawały one podobno do współczesnych przepisów. Postanowiono to zmienić. Nowelizacja ustawy z 1963 r. miała umożliwić przekształcenie gruntów wspólnotowych we współwłasność. Dzięki takiemu zabiegowi możliwe byłoby zakładanie dla nich ksiąg wieczystych oraz m.in. odpowiednie opodatkowanie. Chodziło także o ustalenie: kto tak naprawdę jest uprawniony do korzystania ze wspólnot gruntowych oraz jakie udziały mu w nich przysługują.
To poważane zadanie. W Polsce zarejestrowanych jest ok. 5,1 tys. wspólnot. Dysponują one gruntami o łącznej powierzchni 107 tys. ha! Jak oszacowało Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi, aż 3,5 tys. takich wspólnot nie miało dotychczas uregulowanego stanu prawnego (a powinno to się stać jeszcze w latach 60. ub. wieku). Jak planowano to zmienić?
Osoby uprawnione do udziału we wspólnocie (to tzw. |pierwotni uprawnieni, czyli gospodarze którzy w ostatnim roku przed 5 lipca 1963 r. "faktycznie" korzystali z gruntów wspólnotowych) miały złożyć w starostwach odpowiedni wniosek. Mogły go dostarczyć także m.in. osoby "fizyczne" lub "prawne" mające gospodarstwa rolne w danych miejscowościach w okresie od 1 stycznia 2011 r. do 31 grudnia 2015 r. Co ważne, ci ludzie także musieli realnie korzystać ze wspólnotowych gruntów lub mieć na terenie wsi swoją "siedzibę".
Gdy nie byłoby możliwe ustalenie osób uprawnionych do takiego, nowego podziału: na mocy przepisów tereny wspólnotowe miały zostać przejęte przez gminy. Jeśli odpowiednie samorządy nie chciałyby się o nie starać: grunty przeszłyby na rzecz Skarbu Państwa.
– To wszystko jest bardzo skomplikowane, niejednoznaczne. Np. nasza wspólnota wsi Zarzecze powstała po ostatniej wojnie po parcelacji majątku ordynackiego. Dysponuje ona teraz ponad 47 ha gruntu (1 ha ziemi jest w tej części gminy warty od 20 do 30 tys. zł) w kilku częściach. To gromadzkie pastwiska i m.in. nieużytki – mówi Jerzy Zams. – Ten teren, w świetle nowelizacji z 2015 r, także ma zostać na nowo podzielony. Tyle, że nikt nam o tym jasno nie powiedział.
Mieszkańcy wsi uważają, że stąd wzięły się ich kłopoty!
Lista szczęśliwców
– Na jednym z zebrań wójt chyba o planowanych zmianach wspomniał, ale potem zrobiło się o tym cicho. Zmieniło się to dopiero pod koniec 2016 r., gdy nasz sołtys rozdawał druki oświadczeń – opowiada jeden z mieszkańców wsi Zarzecze. – Czy dostali je wszyscy? Nie wiem. Niektórzy jednak zawahali się przed ich złożeniem i podpisaniem. Bo przecież kto może dzisiaj pamiętać czy w 1962 lub 1963 r on lub jego przodek gromadzkie grunty faktycznie użytkował. I co to tak naprawdę znaczy? Czy wypasanie krów to też użytkowanie? A za kłamstwo grożono nam karą!
Jak zapewniają nasi rozmówcy, prawo do gruntów gromadzkich w tej wsi miało dotychczas ok. 50 osób. Wnioski do starostwa złożyło jedynie 26. W kwietniu 2018 r. starostwa zamojski wydał w tej sprawie orzeczenie. Ustalono w nim wykaz osób uprawnionych do udziału we wspólnocie gruntowej wsi Zarzecze oraz "obszarów gospodarstw rolnych przez nich posiadanych i wielkości przysługujących im udziałów we wspólnocie". Do tego dołączona była lista. Znalazły się na niej już tylko 22 nazwiska. Bo jak czytamy w orzeczeniu starosty cztery osoby nie uzupełniły "materiału dowodowego".
– Coś w tych wszystkich szacunkach się chyba nie zgadza. Gdzie zapodziało się kilkadziesiąt osób? Jak to możliwe? – pyta jeden z mieszkańców wsi.
– Część mieszkańców należących do wspólnoty, ale nieżyjących w Zarzeczu nie była o niczym informowana. Niektórzy dowiedzieli się o wszystkim za późno. Wnioski należało złożyć do końca grudnia 2016 r. Ja oraz część osób, złożyliśmy je kilka dni później. Nie wiedzieliśmy, że coś jest nie tak. Jednak w decyzji starosty zostaliśmy wykluczeni z uczestnictwa – żali się Tadeusz Mogielnicki. – Nie było rady. Mieszkańcy złożyli odwołanie do wojewody (przez starostwo): indywidualnie i zbiorowo. Na razie dostaliśmy tylko lakoniczną odpowiedź ze starostwa. Czytamy w niej, że nie znaleziono podstaw do zmiany lub uchylenia decyzji. Tyle.
Mieszkańcy wsi nadal czekają jednak na wieści od wojewody. Tym bardziej, że niektóre zarzuty w odwołaniach są poważne. Liczą, że wojewoda ich nie zignoruje.
Napisz komentarz
Komentarze