Dziesięć lat temu pan Tomasz kupił w małym, ale urokliwym Borowcu (gm. Łukowa) działkę, na której postanowił postawić domek. – Moja rodzina wywodzi się z Borowca, dlatego miałem sentyment do tamtych stron – wspomina 34-letni zamościanin.
Nie marzyła mu się willa, tylko zwykły, drewniany dom. W Zamchu (gm. Obsza) znalazł obiekt swoich marzeń. To była pamiętająca rozbiory drewniana chałupa o zrębowej konstrukcji, która pierwotnie kryta była strzechą i do lat 80. ub. wieku figurowała w zasobach archiwalnych Biura Badań Dokumentacji Zabytków w Zamościu. Trzeba ją było rozebrać, a następnie przetransportować i na nowo postawić. Tak też się stało. W 2011 r. chałupa stanęła na działce pana Tomasza w Borowcu. – Byłem przekonany, że skoro nie stawiam chałupy na fundamentach, tylko na luźnych pustakach, to nie potrzebuję pozwolenia na budowę – wspomina nasz rozmówca.
"Życzliwy" donosi
Innego zdania był Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego w Biłgoraju, który – na skutek donosu – wszczął z urzędu postępowanie w sprawie samowolki, a na koniec wydał decyzję o rozbiórce obiektu.
Z takim obrotem sprawy nie mógł pogodzić się mieszkaniec Zamościa. – Po pierwsze, konstytucja zobowiązuje nas do ochrony dziedzictwa narodowego, a więc i obiektu, który stanął na mojej działce – mówi pan Tomasz. – Po drugie, jeśli nie było innej niż ja zainteresowanej strony w postępowaniu, to nadzór budowlany nie miał prawa wszczynać tego postępowania, a strony nie było, bo wszczęto je po złośliwym donosie. Czy nie ma poważniejszych spraw w powiecie niż moja drewniana chata?
Sprawą zajęła się prokuratura, jednak Sąd Okręgowy w Zamościu w 2014 r. umorzył prawomocnie postępowanie z uwagi na "znikomą społecznie szkodliwość czynu". – Pamiętam, że sąd w uzasadnieniu wskazał, że ocalenie od zniszczenia ginącego obiektu nie może być postrzegane jako szkodliwe społecznie – wspomina nasz rozmówca.
Napisz komentarz
Komentarze