Moja rodzina mieszkała podczas wojny na zamojskiej Karolówce. Pamiętam, że w sierpniu 1942 r. wybrałem się wraz z mamą (Janiną Kowalczyk, z domu Harczuk) oraz bratem Janem do jednego z zamojskich zakładów fotograficznych – wspomina Tomasz Kowalczyk z Zamościa. – Gdy stamtąd wracaliśmy, zobaczyłem na ul. Piłsudskiego oddział niemiecki. Żołnierze wysiadali właśnie z aut, w okolicach skrzyżowania tuż przy parku miejskim. Wypakowywali plecaki, broń. Mama uznała, iż niebezpiecznie będzie obok nich przechodzić. Dlatego skręciliśmy do zamojskiego parku.
Obrazy wryły się w pamięć
Jan Kowalczyk (ur. 1937 r.) od urodzenia mieszka w Zamościu. Ma wiele wspomnień z czasów okupacji. Niektóre z nich dotyczą ulicy Piłsudskiego. Odkąd pamięta, był to jeden z najważniejszych zakątków miasta. Tędy przybywały także wojska niemieckie, które okupowały Zamość. W sierpniu 1942 r. pan Tomasz widział nie tylko kompanię niemieckich piechurów, którzy wysiedli przy parku i zablokowali chodnik. – Nie mam pewności, ale zamojski park miejski był wówczas "nur für Deutsche". Oznaczało to, że jako Polacy nie powinniśmy tam przebywać. Groziły za to surowe kary – wspomina pan Tomasz. – Przeszliśmy jednak z duszą na ramieniu przez ten park. Nikt nas nie zaczepił. Bo przebywała tam wówczas grupa niemieckich lotników. Pamiętam tylko, że byli bardzo eleganccy.
Nie są to jedyne wspomnienia z tego czasu. Pamięta, że w 1942 r. musiał się stawić na badania w niemieckim urzędzie rasowym, który funkcjonował przy dzisiejszym Rynku Wodnym. Dziś w tym gmachu działa Państwowa Szkoła Muzyczna I i II stopnia. Także wracał stamtąd do domu przez ul. Piłsudskiego.
Cały artykuł dostępny tylko w papierowym i e-wydaniu Kroniki Tygodnia
Napisz komentarz
Komentarze