Ciemniejsze były zarezerwowane dla mężatek, w jaśniejszych kolorach paradowały panny. Dzisiaj zamiast chustek, panie zakładają na głowę moherowe czapki albo berety. Zostały jeno babuleńki, które do ostatnich swoich godzin, chcą być wierne tradycji przekazywanej z pokolenia na pokolenie. Tylko patrzeć, a popularne do niedawna szalinówki wyginą jak dinozaury...
Chusta to kwadratowy, prostokątny albo trójkątny płat materiału stosowany jako część ubioru kobiecego, służąca do okrywania głowy. – Nie pamiętam, żeby moja mama bez chustki chodziła, ja też od najmłodszych lat zakładałam ją na głowę – mówi 91-letnia Sabina Kuźniarska z Czermna (gm. Tyszowce). – W lecie najlepsze były cienkie, jasne szalinówki, a w zimie – gruba, ciepła chusta z frędzlami.
Tak jest do dziś.
W Honiatyczkach (gm. Werbkowice) mieszka 88-letnia Jadwiga Knysz. Ona też nie rozstaje się z chustką. – Kiedyś nikt nie znał żadnych czapek czy beretów i jak przed wojną zaczęłam chodzić do szkoły, to już miałam chustkę – wspomina Jadwiga Knysz. – Pamiętam, że nasza nauczycielka, Jaskółowska się nazywała, też zawsze miała chustkę na głowie. Mama dbała, żebyśmy ze starszą siostrą Władką miały chustki i do roboty, i do kościoła. Jak były w lecie żniwa, to białą kretonową (rodzaj tkaniny – przyp. red.) chustkę wiązało się z tyłu głowy na "babkę".
Cały artykuł dostępny tylko w papierowym i e-wydaniu Kroniki Tygodnia
Napisz komentarz
Komentarze