Czyż można wyobrazić sobie „Harrego Pottera” bez Voldemorta, „Władcę Pierścieni” bez Gandalfa albo „Grę o tron” bez Tyriona Lannistera? Pewnie, że można, tylko po co?! Na szczęście kibice Padwy Zamość nie muszą sobie wyobrażać żadnych historii, ponieważ czystą adrenalinę otrzymują na tacy w dawkach, w jakich tylko sobie dusza zapragnie. Tak właśnie było w sobotni wieczór w hali OSiR.
Emocje zaczęły się kilka sekund po pierwszym gwizdku. Zanim upłynęły początkowe minuty, wiedzieliśmy już, dlaczego Sebastian Włoskiewicz prowadzi w klasyfikacji strzelców i co Patryk Plaszczak ma wspólnego z częstochowskim Kmicicem. Na parkiecie trwała wymiana męskich solidnych ciosów. Oberwał nawet Jakub Kłoda, który jednak nie zraził się mocno opuchniętym okiem i spokojnie kontynuował grę, jakby uderzenia głową otrzymywał codziennie. Do przerwy mieliśmy więc remis, a ogromna w tym zasługa Patryka Plaszczaka, który wybronił aż 10 rzutów. Jego vis a vis Kasper Kijewski wcale jednak nie chciał być gorszy, stąd też i Marcin Czerwonka kilkukrotnie zamierał z niedowierzania, że piłka nie wpadła do siatki. Po zmianie stron raz jeszcze okazało się, że żółto-czerwoni tworzą prawdziwy kolektyw. Miejscowi cierpieli, ale niezłomnie parli do przodu. Gdy za linią opatrywany był Paweł Puszkarski, sprawy w swoje ręce (i to dosłownie) brali Łukasz Orlich, Bartosz Skiba Hubert Obydź czy Adrian Adamczuk. Swoje między słupkami dokładał też Plaszczak, który po przerwie odbił kolejne osiem piłek. Cierpliwie więc, z minuty na minutę żółto-czerwoni pracowali, aby osiągnąć przewagę. W 36 min. prowadzili 17:14, ale w 45 min. był już remis 21:21. W 52 min. żółto-czerwoni odskoczyli jednak na 27:25 i prowadzenia z rąk już nie wypuścili. Mimo tego, że szalenie groźni byli Maciej Jeżyna (8 bramek) i Sebastian Włoskiewicz (7 bramek). W nerwowej końcówce żółtą kartkę zarobił Marcin Czerwonka, a po chwili dwie minuty kary otrzymał trener gości Tomasz Strząbała i zamościanie dowieźli do końca trzybramkowe prowadzenie.
– Mecz był bardzo ciężki. Widać, że zespół z Ostrowca Świętokrzyskiego poprawił zdecydowanie swoją grę. To był o wiele groźniejszy rywal niż w pierwszej rundzie. Przyznam się, że aż żal, że taka ekipa walczy o utrzymanie. Sercem jestem z nimi i trzymam za nich kciuki, bo naprawdę zasługują na to, żeby grać w pierwszej lidze – mówił o przeciwnikach Szymon Fugiel. – Co do nas, to myślę, że w końcówce przydała się nam umiejętność gry jeden na jeden. Dzięki temu rozrywaliśmy defensywę KSZO i zdobywaliśmy ważne bramki.
Jak spotkanie wyglądało z perspektywy bramki Padwy?
– Chcieliśmy narzucić rywalom swoje warunki gry od samego początku, ale okazało się, że trafiła kosa na kamień. Udało mi się odbić trochę piłek, ale wielka w tym zasługa chłopaków broniących. Utrudniali bardzo życie rywalom i ci musieli rzucać z trudnych pozycji – przyznał skromnie Patryk Plaszczak, który w pełni zasłużył na miano bohatera meczu.
Żółto-czerwoni zapisali więc na swoim koncie kolejne trzy punkty, a rywalom wysyłają ostrzeżenie: „Mamy adrenalinę i nie zawahamy się jej użyć!”
TKINMW
MKS PADWA ZAMOŚĆ – KSZO ODLEWNIA OSTROWIEC ŚWIĘTOKRZYSKI 31:28 (12:12)
MKS PADWA: Plaszczak, Proć – Puszkarski 6, Orlich 6, Skiba 5, Obydź 4, Szymański 3, Adamczuk 3, Gałaszkiewicz 2, Sz. Fugiel 1, Sałach 1, Pomiankiewicz, Teterycz, Kłoda.
Kary: 6 minut – 8 minut.
Karne: 4/4 - 4/4
Sędziowali: Paweł Piątek (Gać) – Maciej Szestakow (Łąka).
Widzów: 795.
Napisz komentarz
Komentarze