Na Dominikanie mówiło się o koronawirusie, ale bez żadnej paniki. Wtedy chorych było niewielu. Przed posiłkami obsługa hotelu pryskała środkiem dezynfekującym ręce każdemu, kto wchodził do restauracji. Uprzedzano nas, żeby nie pić wody z kranu. Przy wylocie część kontrolerów była w maseczkach – zaczęła swoją opowieść pani Edyta.
Rodzina na bieżąco informowała ich co się dzieje w kraju. Wiedzieli, że po powrocie czeka ich 14-dniowa kwarantanna.
–W niedzielę o 18 poinformowano nas, że za siedem godzin mamy autobus na lotnisko. Wylatujemy do Polski. W samolocie znajdowało się 300 osób. Każdemu z osobna zmierzono temperaturę. Nikt niczego nie komentował. Na Okęciu na pokład samolotu weszło wojsko z WOT. Zmierzyli temperaturę wybranym osobom. Pomyślałam sobie, że to pewnie zmierzono tym, którzy mieli podwyższoną. W samolocie wypełnialiśmy dokumenty. Dane osobowe, numery miejsc, na których siedzimy, z kim lecimy, adres zameldowania, adres kwarantanny. W nagłówku dokumentu było napisane, że są to dane na potrzeby kwarantanny – opowiada kobieta.
Cały artykuł dostępny tylko w papierowym i e-wydaniu Kroniki Tygodnia
Napisz komentarz
Komentarze