Mieszkankę wsi pod Zamościem karetka przywiozła do szpitala "papieskiego" 12 września ubiegłego roku. Lekarze jej stan zdrowia ocenili jako bardzo ciężki. Ciało chorej pokryte było silną wysypką, z wylewami krwawymi i punktowanymi ogniskami martwicy skóry. Stwierdzono starą zaniedbaną świerzbem infekcję. Z informacji uzyskanych od rodziny wynikało, że starsza pani od 6 dni nie chodziła, leżała w łóżku. Lekarze rozpoznali kilkudniowe, nieodwracalne, niedokrwienie obu nóg, najprawdopodobniej na podłożu zatoru tętniczego. A także zespół otępienny.
Lekarz, który badał chorą, stwierdził, że jedyną możliwością uratowania kobiecie życia jest amputacja obu nóg. Ze straszą panią rozmawiał lekarz psychiatra. Ze względu na jej stan zdrowia i otępienie lekarze telefonicznie skontaktowali się z córką pacjentki. Poprosili ją o pilny przyjazd do szpitala.
Kobieta przyjechała około godz. 16.00. Wówczas usłyszała od lekarza chirurgii naczyniowej, że jedyną szansą na uratowanie życia matce jest amputacja jej nóg. Innej alternatywy leczenia nie ma. Kobieta zaprotestowała. Zażądała odstąpienia od leczenia i wypisania matki do domu. Oświadczyła stanowczo, że nie wyraża zgody, aby matce ucięto nogi.
Więcej na ten temat w najnowszym numerze i e-wydaniu Kroniki Tygodnia.
Napisz komentarz
Komentarze