Można by jeszcze od biedy przyjąć tok rozumowania, że na Stadion Narodowy jadą wycieczki autokarowe z całej Polski, a przed kasami jest tłoczno, czyli w obu przypadkach niebezpiecznie. Ale już w takim Starym Zamościu, Zwierzyńcu czy Różańcu zakazywać garstce kibiców raz na dwa tygodnie pooglądać piłkarski mecz, to przesada. Ci ludzie i tak przyjdą, tyle tylko, że staną gdzieś za płotem i (karnie z maskami na twarzy) będą kląć, na czym tylko świat stoi.
Kiepsko broni się również decyzja o zamknięciu siłowni, basenów czy klubów fitness. Co prawda rząd szybko się zreflektował i zezwolił z korzystania sportowcom wyczynowym i studentom czy uczniom w trakcie zajęć, ale stało się to dopiero po naciskach środowiska. Nie mówię, żeby otwierać je bez ograniczeń, ale z zachowaniem odpowiedniego limitu osób na metry kwadratowe już tak. Bo za chwilę zamienią się w sklepy, a nawet... zgromadzenia wyznaniowe!
Wcale się nie dziwię, że ograniczenia te powodują narastający bunt. Po pierwsze bowiem, wydają się podjęte ad hoc, mimo że czasu na przyjęcie właściwej strategii było naprawdę sporo. A po drugie, ponieważ dygnitarze je ogłaszający stracili wiarygodność, publicznie w czasie kampanii wyborczej wieszcząc, że koronawirus jest w odwrocie. A taki Internet pamięta wszystko.
Napisz komentarz
Komentarze