Rzucanie rozpoczął z prawego skrzydła Łukasz Szymański. I tego prowadzenia Padwa nie oddała już do końca meczu.
Żółto-czerwoni zaliczyli kapitalne 30 minut w defensywie. Damian Procho rozpoczął od obrony rzutu karnego, a później było… tylko lepiej. Bramkarz zamościan świetnie się ustawiał i wykazywał niezwykłym refleksem. Ogromna w tym zasługa jego kolegów z defensywy. Patrząc na kolejne bloki Jakuba Kłody, Karola Małeckiego czy Bartosza Skiby można było odnieść wrażenie, że wszyscy trzej dysponują… rękami na wysięgniku!
Nic zatem dziwnego, że sędziowie kilkukrotnie sygnalizowali grę pasywną miejscowych, a po kwadransie Olimpia przegrywała 2:7. W ofensywie gra zamościan też zasługiwała na uznanie, a łatwo nie było, bo rosły jak dąb Sebastian Zapora wcale nie zamierzał ustępować pola Damianowi Procho. Na szczęście akcje Padwy miały właściwe tempo.
Konrad Bajwoluk kilkukrotnie zwiódł defensywę miejscowych, wszędobylski Hubert Obydź sprytnie przymierzył z biodra, a czający się na skrzydłach Łukasz Szymański i Paweł Puszkarski też robili swoje. Mało tego, rozochocony dobrą grą w obronie Jakub Kłoda dwukrotnie pomknął do przodu, skutecznie wykończając kontry żółto-czerwonych.
Do przerwy było więc 8:14. Po z mianie stron gospodarze zaczęli bronić w systemie 5-1, a „Anioła Stróża” otrzymał Konrad Bajwoluk. Dzięki temu w 40 min. ekipa z Piekar Śląskich doprowadziła do stanu 13:16, ale to było wszystko, na co zamościanie pozwolili.
Przez kolejny kwadrans (!)Olimpia nie zdobyła ani jednej bramki, a Padwa dziesięć i zrobiło się 13:26. Po raz kolejny klasą dla siebie był Damian Procho, broniąc dosłownie wszystko! Zamościanie stworzyli w obronie prawdziwą mobilną twierdzę, która dla żółto-czarno-zielonych była nie do zdobycia! Do tego piąty bieg włączył Ali Mehdizedah, zaliczając cztery trafienia, a z drugiej linii pod poprzeczkę huknął Tomasz Sałach.
W ostatnich minutach Ślązacy grali już nerwowo, co stanowiło tylko wodę na młyn dla świetnie dysponowanych zamościan. Co ważne, żółto-czerwoni zachowali koncentrację do ostatniego gwizdka, wygrywając ostatecznie bardzo wysoko 28:17 (14:8). Lider zagrał więc naprawdę dobry mecz!
A jako ciekawostkę należy potraktować fakt, że nie rzucaliśmy w całym spotkaniu ani jednego rzutu karnego. - Na szczęście staje się naszym nawykiem właściwe podejście mentalne do rywala. Oceniam to zdecydowanie pozytywne i było to widać w dzisiejszym meczu. Podobnie to wyglądało w Przemyślu czy Ostrowcu.
– Zagraliśmy dobrze szczególnie w defensywie. Damian Procho wybronił wiele piłek, a obrona mocno mu w tym pomogła. Jeżeli miałbym do beczki miodu dodać łyżkę dziegciu, to uważam, że nie trzymamy koncentracji do samego końca akcji. Tak było kilka razy w defensywie, gdy odbita piłka padała jednak łupem atakującego, choć mieliśmy przewagę liczebną. Albo w ataku w niektórych momentach koncentracja się kończy w momencie minięcia obrońcy. Mamy więc czystą sytuację i piłki, zamiast do siatki, lecą w kosmos. Przy dużej różnicy bramkowej może nie mieć znaczenia, ale w przypadku wyniku stykowego może przesądzić o zdobyciu punktów bądź ich braku – skomentował spotkanie trener Marcin Czerwonka.
Olimpia Medex Piekary Śląskie – Padwa Zamość 17:28 (8:14)
MKS PADWA: Procho, Wnuk, Proć – Szymański 6, Obydź 5, Mehdizadeh 4, Puszkarski 3, Małecki 3, Kłoda 2, Bajwoluk 1, Skiba 1, Pomiankiewicz 1, Sałach 1, Adamczuk, Mchawrab, Sz. Fugiel, T. Fugiel. Kary: 4 minuty – 8 minut. Rzuty karne: 2 (1) - 0
Sędziowali: Andrzej Kierczak (Pielgrzymowice) i Tomasz Wrona (Kraków).
Napisz komentarz
Komentarze