Chciałem, żeby było ładnie. Nic więcej – tak Roman Sawa z Zamościa tłumaczy swoje zamiłowanie do upiększania niewielkiego podwórka kamienicy przy ul. Żeromskiego 11 na Starym Mieście, gdzie mieszka w komunalnym lokalu od 1969 roku.
Czytaj także: Staromiejskie podwórka w oku kamery
Wizyta u pana Romana Sawy, który o podwórko dba wspólnie z sąsiadką Genowefą Sobieraj, to jak wizyta w jakimś bardzo dalekim od codzienności świecie. Zwłaszcza, że najbliższe otoczenie to dość zaniedbane kamienice przy ul. Żeromskiego, których ani elewacje, ani klatki schodowe remontów nie pamiętają chyba od bardzo dawna. Tymczasem niewielki ogródek jest niesłychanie zadbany.
Podwórko jak z bajki
Są w nim nie tylko piękne kwiaty, wieszaki, lustra, domki dla ptaków, rzeźby i kolorowe figurki zwierząt, ale też np. kolekcje starych buteleczek, waga, której dziś już mało kto umiałby użyć, drewniana maglownica, a na ścianach mnóstwo obrazów i obrazeczków. – Pięć jest moich własnych, sam namalowałem, a reszta to prezenty, od różnych ludzi, np. uczestniczek plenerów, młodych artystek, np. z Olsztyna czy Katowic – opowiada nam gospodarz.
Czytaj także: Stare Miasto w Zamościu jak plac budowy
W rogu, obok stołu, ławy i krzeseł, na których można spocząć, stoi stara, zielona, metalowa szafa. Ale jest niezwykła, wymalowana w kwiaty. – Jak te artystki tu przychodzą, to im mówię, żeby mi malowały róże i one malują – wyjaśnia pan Roman.
Czytaj także: Jak po przejściu huraganu. Z wizytą na staromiejskich podwórkach w Zamościu
Tu i ówdzie wiszą też stare samochodowe lusterka. Po co? Taka fantazja projektanta? – To mój własny monitoring – śmieje się starszy pan. – Obraz z podwórka odbijają i ja z mieszkania widzę, jak ktoś coś próbuje majstrować. Bo zdarzało się w przeszłości, że złodzieje po kwiatki przychodzili.
Cały artykuł dostępny tylko w papierowym i e-wydaniu Kroniki Tygodnia.
Napisz komentarz
Komentarze