– Wczoraj wróciłem z Dęblina – mówi pan Janusz, 66-latek z Łabuniek Pierwszych pod Zamościem. – W Dęblinie spotkałem dobrego człowieka, u którego zostawiłem kajak z ekwipunkiem, na dodatek podwiózł mnie ten pan na dworzec. Do Lublina jechałem pociągiem, a z Lublina do domu busem. Codziennie sprawdzam prognozę pogody, żeby przy sprzyjających wiatrach pojechać do Dęblina i wypłynąć w dalszą drogę.
Z jak zakręt
W swoją podróż wyruszył 19 maja z rana. Kajak na Łabuńce został „zwodowany” w Bortatyczach. Ruszył. Dopłynął do Ruskich Piask, gdzie Łabuńka wpada do Wieprza, a następnie Wieprzem – do Izbicy. Za Wirkowicami miał nietęgą przeprawę, bo przez leżące w poprzek rzeki drzewo musiał jakoś utorować sobie drogę, czyli chlasnąć kilka gałęzi. Miał ze sobą piłę ręczną, bo wiedział, co może go spotkać podczas spływu. Pierwszy etap – do Izbicy – pan Janusz pokonał w towarzystwie żony. – Wieprz bardzo meandruje i jest dużo atrakcji, a to zwalone drzewo, a to pniaki, korzenie, trzciny, a przede wszystkim zakręt za zakrętem – opowiada nasz rozmówca. – Wieprz nie ma chyba na tym odcinku nawet 100 m w prostej linii.
K jak kajak
– Stary, używany kajak kupiłem co najmniej 30 lat temu – wspomina nasz rozmówca. – W Krasnobrodzie ktoś likwidował wypożyczalnię, więc postanowiłem skorzystać z okazji. Jest dość ciężki, teraz już takich nie produkują. Przez te wszystkie lata kajak leżał i czekał. Jak przeszedłem dwa lata temu na emeryturę, to zacząłem go przerabiać, żeby był bardziej stabilny.
Bo pan Janusz to taka złota rączka. Po bokach – na całej długości – mieszkaniec Łabuniek Pierwszych umieścił dwie rury PCV. Dzięki temu kajak jest stabilny na wodzie i nie przewróci się na żadnej przeszkodzie. W związku z tym, że jest sporawy (waży ok. 80 kg i jak mówi nasz bohater „jest co nieść”), a nierzadko trzeba go wyciągać z wody, aby ominąć przeszkodę (w Izbicy taką przeszkodą jest tama na Wieprzu), pan Janusz wymyślił, żeby doposażyć go w koło, a konkretnie koło od roweru, które jest obecnie na wyposażeniu kajaka. Gdy zachodzi potrzeba, koło się zakłada, a po wszystkim zdejmuje. Dzięki temu kajakarz nie musi dźwigać kajaka, gdy – jak w Izbicy – trzeba wyjść z rzeki, by ominąć przeszkodę albo gdy kończy etap i musi na noc bądź na kilka dni zostawić gdzieś kajak. Ten ostatni dostał dodatkowo dwa krzesła (z oparciami), bo – jak już była mowa – może być dwuosobowy. – Jak płyną dwie osoby, to można do kajaka doczepić jeszcze beczkę, w której mieszczą się kupiony 41 lata temu po naszym ślubie namiot, gdy wybieraliśmy się z żoną w Bieszczady, śpiwory, kilka butelek wody i lekka kuchenka – opowiada pan Janusz.
Cały artykuł przeczytasz w papierowym i e-wydaniu Kroniki Tygodnia
Napisz komentarz
Komentarze