Z powodu wysokiej gorączki (39,7 st. C) oraz problemów z oddychaniem, żona zawiozła go 11 kwietnia do lekarza rodzinnego.
– Zostałem przyjęty i po trwającej ponad godzinę wizycie i wielokrotnym badaniu pan doktor stwierdził problemy z saturacją wahającą się od 85 do 89 – informuje zamościanin.
Lekarz stwierdził, że pacjent wymaga specjalistycznej pomocy, a że próby znalezienia miejsca w różnych szpitalach spełzły na niczym, mężczyzna został skierowany i odwieziony karetką do zamojskiego szpitala „papieskiego”. Dochodziła godz. 15, gdy trafił na Szpitalny Oddział Ratunkowy. Na dyżurze były dwie pielęgniarki.
Postawiła diagnozę
– Do młodszej, wykonującej elektroniczną rejestracje pacjentów, nie mam najmniejszych zastrzeżeń, sprawa dotyczy starszej pani, która na dzień dobry zapytała mnie, co ja tutaj robię z grypą? – relacjonuje nasz czytelnik. – Na nic się zdały tłumaczenia, że ja nie chciałem, że lekarz się uparł, że nigdzie w szpitalach nie ma miejsca. Pani wiedziała swoje i z łaską kazała mi się zarejestrować.
Wykonano pomiar natlenienia krwi i ciśnienia. – Pani stwierdziła, że natlenienie jest w normie i mój pobyt jest tu niepotrzebny, bo „nic mi tu nie pomogą. poza może kroplówką i pójdę do domu” – opowiada nasz czytelnik, który poczuł się jak intruz i hipochondryk. – Tłumaczenie, że może saturacja jest lepsza, bo byłem na powietrzu, że naprawdę jest ze mną źle nie przekonało pani i nie zmieniła zdania, bo postawiła już przecież diagnozę lepszą niż lekarz. Dalsza część pobytu w poczekalni to już pasmo upokorzeń i stresu.
Otrzymał numerek. W związku z tym, że jego stan określono jako średni, czas oczekiwania na specjalistę – według systemu – nie powinien przekroczyć godziny. Mijały godziny, a mieszkaniec Zamościa wciąż czekał na swoją kolej. Przyjęto trzech panów zamroczonych alkoholem, ale nie jego.
– Gdy brat, który był ze mną w szpitalu, powiedział do pielęgniarki, że wyraźnie jest napisane, że czas oczekiwania w stanie średnim to godzina, odpowiedziała mu z sarkazmem: „Może kiedyś tak było, ale nie teraz” – mówi zamościanin. – W międzyczasie można było zaobserwować stosunek tej pani do przychodzących pacjentów: władczy, podniesiony głos, zero empatii, pretensja do pacjenta, że czegoś nie ma. Podczas prowadzonych głośno telefonicznych rozmów można było również zapoznać się z planowanym wieczornym posiłkiem oraz innymi faktami z prywatnego życia tej pani. Podczas tych rozmów, o dziwo, pani była miła. Moje wielokrotne prośby, żeby poprosić lekarza, bo bardzo ze mną źle, spełzły na niczym.
Sam znalazł lekarza
Mijały kolejne godziny. Saturacja spadła.
– Dusząc się, wszedłem sam na teren sal i ostatkiem sił znalazłem lekarza – relacjonuje nasz rozmówca. – Coś tam za mną krzyczeli, ale nie miałem już sił i było mi wszystko jedno. Lekarz udzielił mi pomocy, podłączając tlen. Zrobiono badania i następnego dnia w stanie ciężkim, z bakteryjnym zapaleniem płuc, trafiłem karetką do tomaszowskiego szpitala, gdzie profesjonalnie się mną zajęto. Gdyby nie te godziny oczekiwania i wcześniejsza reakcja, choroba by tak nie postąpiła i nie byłoby zagrożenia życia. Nie jest tu winny system, na który personel medyczny tak często narzeka. Jest tu winna konkretna osoba.
Mężczyzna, który 11 dni przeleżał w szpitalu w Tomaszowie Lubelskim i dalej jest pod opieką lekarską, ma żal, że w ten sposób został potraktowany, dlatego złożył skargę na pielęgniarkę.
– Chodzi mi o to, żeby ta pani nikogo więcej nie potraktowała tak jak mnie –wyjaśnia mężczyzna. – Nie może być tak, że pani pielęgniarka sama stawia diagnozę i decyduje, czy ktoś potrzebuje pomocy, czy ma wracać do domu.
Skarga trafiła nie tylko do dyrekcji szpitala, ale też do Ministerstwa Zdrowia i NFZ.
Co na to szpital? Jak nam przekazała Alicja Palonka, rzecznik prasowy Samodzielnego Publicznego Szpitala Wojewódzkiego im. Papieża Jana Pawła II w Zamościu, dyrekcja jest w trakcie „prowadzenia postępowania wyjaśniającego opisanego przez pacjenta wydarzenia”.
Napisz komentarz
Komentarze