Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 28 grudnia 2024 11:50
Reklama Baner reklamowy A1
Reklama

Bandyta strzelał, Pan Bóg kule nosił… Rocznica zagłady Tarnoszyna

Pięcioletnią Anielę pocisk trafił w przedramię, nie naruszając kości. Banderowcy zamordowali w Tarnoszynie jej mamę, trzyletnią siostrę, dziadka, a także stryjenkę wraz z czteroletnią córką. Napad przeżył też jej stryjeczny brat, który schował się głęboko pod pierzynę.
Pani Aniela przeżyła napad. Pocisk trafił w przedramię, nie naruszając kości.
Pani Aniela przeżyła napad. Pocisk trafił w przedramię, nie naruszając kości.

Aniela Nowak (z d. Łoś) urodziła się w 1939 r. w Tarnoszynie. Tarnoszyn był wówczas siedzibą gminy i należał do powiatu Rawa Ruska w województwie lwowskim. Jej rodzicami byli Agnieszka i Franciszek Łoś. Miała młodszą o dwa lata siostrę Franciszkę.

Przedwojenny Tarnoszyn

W Tarnoszynie mieszkali przed wojną Polacy, Ukraińcy i Żydzi, przy czym większość stanowili Polacy. We wsi był kościół katolicki i cerkiew greckokatolicka. Polacy żyli zgodnie z Ukraińcami. Nie brakowało małżeństw mieszanych.

Rodzina pani Anieli mieszkała w nowym, drewnianym domu. Kryty był blachą, co należało do rzadkości, bo większość budynków w okolicy była pod strzechą. Duża sień dzieliła dom na dwie części – z wyjściem na podwórko i na drogę. Na posesji znajdowały się budynki gospodarcze, w tym drewniana stodoła, do której pani Aniela chodziła po dziadka, gdy babcia albo mama wołały go na śniadanie albo obiad.

Dziadek nazywał się Walenty Łoś, babcia – Teresa Łoś. Za sąsiadów Łosiowie mieli Ukraińców. Z nikim nie mieli zatargów.

Gdy wybuchła wojna...

Ojciec pani Anieli brał udział w kampanii wrześniowej. W trzeciej dekadzie września 1939 r. Franciszek Łoś dostał się do niewoli niemieckiej. Przebywał w kilku obozach jenieckich. Z ostatniego, w Lamsdorf (obecnie Łambinowice na Opolszczyźnie), udało mu się uciec pod koniec 1940 r. Dotarł do rodzinnego Tarnoszyna, ale długo nie nacieszył się wolnością. W styczniu 1941 r. został zatrzymany przez policję ukraińską i oddany w ręce gestapo w Hrubieszowie, skąd trafił na zamek w Lublinie. Później był więziony w Łodzi, Rawiczu i Wrocławiu, a w końcu wywieziono go na roboty przymusowe do III Rzeszy.

Pani Aniela wraz z młodszą siostrą Franią, która przyszła na świat w 1941 r., przebywała w tym czasie w Tarnoszynie pod opieką mamy oraz dziadków. Odwiedzał ich brat ojca, Jan Łoś, mieszkający z rodziną na kolonii Rzeczyca.

Zaczęli od Wolaninów

W 1943 r. do Tarnoszyna zaczęły docierać wiadomości o strasznych mordach na Polakach mieszkających na Wołyniu. W tym czasie zarówno wójt Tarnoszyna, jak i sołtys, a nawet listonosz byli Ukraińcami. Niektórzy sąsiedzi nie kryli już swoich antypolskich sympatii, przy czym największym nacjonalistą okazał się niejaki Krasejko, czyli Iwan Bida, który z zimną krwią potrafił zastrzelić w sadzie dwóch miejscowych chłopców tylko dlatego, że byli Polakami. Na szczęście nie wszyscy Ukraińcy byli jak Krasejko. Nie brakowało wśród nich takich, którzy z narażeniem życia pomagali sąsiadom Polakom. Będzie o tym jeszcze mowa.

Gdy w lutym 1944 r. obiegła wioskę wiadomość, że na jednej z kolonii banderowcy zamordowali mieszkającą na uboczu rodzinę Wolaninów, Polacy z Tarnoszyna zaczęli zastanawiać się, co mają robić. – Niektórzy mówili, że trzeba uciekać gdzieś dalej – opowiada 84-letnia dziś Aniela Nowak. – A nasza babcia na to: „A gdzie i po co mamy uciekać, skoro mieszkamy tu tyle lat, z nikim się nie kłócimy i nie mamy wrogów?”.

Tak uważała Teresa Łoś i inni Polacy z Tarnoszyna.

Ale mieszkające na kolonii stryjostwo, a więc Jan i Maria Łosiowie, postanowiło ratować siebie i swoje dzieci: 18-letniego Władysława, 14-letnią Teklę, 6-letniego Czesława i 4-letnią Bronisławę. Nie chcieli czekać. 17 marca 1944 r. przyjechali furmanką do Tarnoszyna, gdzie mieli przenocować, a następnego dnia ruszyć dalej. – Mama ze stryjną piekły chleb na drogę, dziadek siedział na sofce, a babcia z moją stryjeczną siostrą Teklą poszły na drugą stronę domu, gdzie mieszkały dwie panie z Warszawy – wspomina pani Aniela. – Nie wiem, dlaczego u nas się schroniły, ale pamiętam, że jedna Poprzeńska się nazywała.

Stryj Jan znalazł miejsce do spania w stercie siana u sąsiada Ukraińca, a jego syna Władysława zgodził się przenocować na strychu inny sąsiad Ukrainiec. Agnieszka Łoś położyła 5-letnią Anielę i 3-letnią Franię spać. Na drugim łóżku Maria Łoś pościeliła swoim dzieciom: 6-letniemu Czesiowi i 4-letniej Broni.

Wszystkich chcieli zabić 

– Obudziłam się w nocy, bo zmarzłam – przywołuje obrazy sprzed lat nasza rozmówczyni. – Powiedziałam do mamy, żeby mnie przykryła. Z sieni dochodziły jakieś rozmowy. Chyba się bałam, bo wtuliłam twarz w poduszkę. Słyszałam jeszcze, że siostra zaczęła płakać. I tyle…

Gdy się ocknęła, znowu było jej zimno. Zaczęła szarpać matkę za ubranie, ale ta nie chciała się obudzić. Siostrzyczka też nie reagowała. Obie miały krew na ubraniach. Dziadek siedział bez życia na sofce. Stryjenka leżała martwa na podłodze, a jej córeczka Bronia na sąsiednim łóżku. Pani Aniela też cała była we krwi. W szoku nie czuła bólu, bo dla 5-letniego dziecka widok pomordowanych członków najbliższej rodziny musiał być szokiem. – Rano przyszli sąsiedzi Ukraińcy, którzy żałowali wszystkich zabitych – wspomina pani Aniela. – Pamiętam, że mnie wsadzali na piec, żeby sprawdzić, czy nie ma tam naszej babci.

Bo nigdzie nie było Teresy Łoś...

28-letnia Agnieszka Łoś i jej 3-letnia córka Franciszka zostały zastrzelone, a 70-letni Walenty Łoś i 4-letnia Bronisława zaszlachtowani nożami albo bagnetami. Stryjenka pani Anieli, 39-letnia Maria Łoś, zginęła najprawdopodobniej od ciosów zadawanych kolbami, bo na jej ciele nie było krwi.

WARTO PRZECZYTAĆ: Niesamowite znalezisko w Tarnoszynie! Odkryli historię sprzed wieków

Napad cudem przeżyło dwoje dzieci. Panią Anielę pocisk trafił w przedramię, nie naruszając kości. Jej stryjeczny brat, Czesław, podczas mordu schował się głęboko pod pierzynę. Nic mu się nie stało.

Czapki na oczach

A co z pozostałymi członkami rodziny? – Babcia wyszła z mieszkania od pań warszawianek, gdy bandyci byli w sieniach – opowiada Aniela Nowak. – Chcieli od niej kenkartę, a ona do nich: „Pójdę do komory, przyniosę i pokażę”.

Tyle ją widzieli. Tak jak była ubrana, ruszyła w zimną, marcową noc przed siebie. – Babcia spotkała podczas ucieczki Józefę Kochanową ze Szczepiatyna, której córka wyszła za mąż za Antoniego Rybińskiego i mieszkała w Tarnoszynie. Babcia powiedziała do niej: „U nas na pewno wszystkich już pomordowali. Wracam, żeby i mnie zabili”! Ale pani Kochanowa ją zatrzymała. Dała babci ciepłą chustę, chwyciła za rękę i razem doszły do kapliczki Świętego Jana pod Szczepiatynem. Ze wzniesienia widziały, jak pali się Tarnoszyn.

Córka Józefy Kochanowej została zamordowana podczas napadu. Tekla Łoś przeżyła. Gdy napastnicy byli zajęci rozmową z jej babcią, czmychnęła i ukryła się u mieszkającego po sąsiedzku Ukraińca. – Babcia wspominała, że bandyci, na których natknęła się w sieniach, mieli czapki na oczach. To znaczy, że znali swoje ofiary i nie chcieli, żeby ich rozpoznano. Pochodzili z sąsiednich wiosek: Wasylowa, Szczepiatyna, Ulhówka. Prawdopodobnie to listonosz wskazał im, gdzie mieszka Polak, a gdzie Ukrainiec. Gdy babcia spotkała się z nimi w sieniach, to słyszała jak dziadek zawołał trzy razy „Oj, oj, oj”. Wtedy musieli go mordować – wnioskuje nasza rozmówczyni.

Rankiem 18 marca 1944 r. w Tarnoszynie słychać było płacz ocalałych, którzy w zgliszczach swoich domostw znajdowali ciała swoich najbliższych. Padał śnieg z deszczem. Pani Aniela ze stryjem, Władkiem, Teklą i Cześkiem usiadła na furmankę i ruszyli przed siebie. – Po drodze wstąpiliśmy do Tyszowiec, gdzie ktoś założył mi przestrzeloną rękę opatrunek, a później była Wólka Pukarzowska – opowiada 84-latka.

W Tarnoszynie została tylko babcia i to ona zadbała o pochówek swoich najbliższych. – Dół pomogli jej wykopać dwaj niepełnosprawni mieszkańcy Tarnoszyna. Ciała owinęła w prześcieradła, wzięła konia od Ukraińca, zawiozła wszystkich na cmentarz i pochowała: dziadek na środku, z jednej strony jedna synowa, z drugiej druga, a dwie wnuczki przy głowie – opowiada pani Aniela. – Minęło kilka dni, zanim babcia do nas dołączyła.

Na uciekinierce

Po Wólce Pukarzowskiej był Łykoszyn, Wieprzów i Dąbrowa Tomaszowska, gdzie przebywali najdłużej. – Jak byliśmy na Dąbrowie, ojciec wrócił – wspomina Aniela Nowak. – Mówił, że pisał listy do mamy, żeby się z dziećmi, czyli nami, chowała, ale czy one doszły? Nie wiem…

Franciszek Łoś przebywał na robotach w III Rzeszy do października 1944 r., skąd wraz z innymi został zabrany do prac frontowych, głównie kopania rowów, okopów i przeszkód przeciwczołgowych nad Odrą. W lutym 1945 r. został lekko radny, a podczas jednego z nalotów udało mu się uciec z kilkoma kolegami do lasu. Później trafił do Częstochowy i pracował w zakładzie pogrzebowym.

Po wyzwoleniu wrócił nie do Tarnoszyna, tylko do Dąbrowy Tomaszowskiej, gdzie na tak zwanej uciekinierce przebywała jego córka i matka. Drugiej córki nie zdążył nawet poznać. Gdy Frania się urodziła, on przebywał w III Rzeszy.

Do rodziny dołączył na jesieni 1945 r. Pani Aniela nie miała mamy ani siostry, a ojca nie znała. – Pamiętam, jak babcia kazała mi zawołać ojca na obiad, gdy ze stryjkiem młócili cepami zboże w stodole – wspomina mieszkanka Tarnoszyna. – Podeszłam wtedy do stryjka i mówię: „Tato, choć na obiad!”. A ojciec do mnie: „A ja?”. „A ty, jak chcesz”. Jakie to musiało być bolesne i dla ojca, który stracił żonę i córkę, i dla mnie, 6-letniego dziecka, które jako jedyne mu zostało? Do tej pory, jak to sobie przypominam, to mnie coś za serce ściska. Ojca musiałam poznawać na nowo. To był bardzo porządny człowiek. Na trasie ich uciekinierki znalazły się jeszcze Podhorce, gdzie stryj się ponownie ożenił. Za żonę wziął wdowę z dwójką dzieci. Później wrócili jeszcze raz do Dąbrowy Tomaszowskiej, a stamtąd już do Tarnoszyna. To było w 1946 r. Domu nie było. Rozebrali go Ukraińcy. – Nic żeśmy nie zabrali z domu ze sobą i nic nie zastaliśmy, bo Ukraińcy wszystko pozabierali. W Tarnoszynie zostało 30 domów. Resztę spalili albo rozebrali. My zajęliśmy jakiś poukraiński. Ja do Uhnowa do pierwszej i drugiej klasy chodziłam. W 1947 r. tato się ożenił. Na wesele banda bulbowców przyszła, żeby się za darmo napić i najeść. Ja się bardzo bałam.

Pani Aniela ma troje przyrodniego rodzeństwa. Siostrę Lucynę oraz braci Wacława i Mariana. Wspomina, że druga żona ojca, czyli Julia Łoś (z d. Świdnicka), była dla niej drugą ukochaną mamą…

Siostrę pamięta jak przez mgłę. Na starym zdjęciu nie ma jeszcze Frani. Mała Aniela siedzi na kolanach mamy, w dłoni trzyma jabłko. Obok stoi jej stryjeczna siostra Tekla.

Pani Aniela wyszła za mąż za Edwarda Nowaka. Mieszkali w Tarnoszynie. Doczekali się czwórki dzieci. Mąż już nie żyje, zmarła też ich najstarsza córka.

Przecież nic im nie zrobili...

Franciszek Łoś odszedł w 1989 r. Przed śmiercią, razem z bratankiem Czesławem Łosiem, stanęli na czele komitetu, który zajął się budową w Tarnoszynie pomnika poświęconego mieszkańcom pomordowanym przez banderowców w nocy z 17 na 18 marca 1944 r. W tamtą noc zginęło około 70 osób, w tym trzynaścioro dzieci. Banderowcy puścili z dymem 36 gospodarstw. Akcją kierował pochodzący z Uhnowa Mirosław Onyszkiewicz „Orest”. Dziś na ścianie domu w Uhnowie, w którym mieszkał morderca polskich dzieci, kobiet i starców, znajduje się tablica ku jego czci...

Dwie panie z Warszawy, w tym pani Poprzeńska, przeżyły napad na Tarnoszyn, ale najprawdopodobniej zginęły dziesięć dni później. 28 marca 1944 r. – przy udziale funkcjonariuszy policji ukraińskiej ze Szczepiatyna – banderowcy dokończyli dzieła. Pozostałych w wiosce Polaków aresztowano i pod pozorem spisania danych osobowych popędzono na posterunek w Szczepiatynie. Po drodze ich zamordowano i zakopano w przydrożnym rowie. Zginęło wtedy kilkunastu mieszkańców Tarnoszyna i Szczepiatyna.

Pani Aniela dostała drugie życie. – Widocznie bandyta strzelał, a Pan Bóg kule nosił… Nie czułam bólu, gdy dostałam kulę, ale od tamtej pory, czyli przez prawie 80 lat, mam ból w sercu. Bo co tym bandytom winna była moja malutka siostra Frania czy stryjeczna siostra Bronia? Jak mogły im zagrażać kobiety i starcy? Dlaczego zamordowali mamę, stryjnę i dziadka? Przecież nic im nie zrobili…

Relacja Anieli Nowak została zamieszczona w wydanej w ub. roku publikacji Leszka Wójtowicza „Kąkol na dożynkach. O Polakach ocalałych z ukraińskiego ludobójstwa”.

ZOBACZ TEŻ:

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

! 25.03.2024 21:50
To co wyrabiali Ulraincy z Polakami na Wołyniu i nie tylko woła o pomstę do Nieba Jak widać nadeszła!

Edward 24.03.2024 11:07
OUN i UPA zamordowała na Wołyniu brata dziadka z żoną i ich pięcioro dzieci, ale wraca spóźniona karma do widlarzy i ukraińcy będą za pół roku gnić w dołach śmierci, czego im z całego serca życzę.

trw 26.03.2024 01:51
Chory jesteś.

 

 

ReklamaBaner reklamowy Goldsun - Fundacja Czysta Dotacja
ReklamaBaner rekalmowy formy Alustal
Reklama
KOMENTARZE
Autor komentarza: MarekTreść komentarza: Skoro młody nie potrafi kierować w takich warunkach niech zostanie w domu będzie bezpieczniej na drodze.Data dodania komentarza: 27.12.2024, 22:01Źródło komentarza: Powiat Zamojski: Wypadek w Krasnem. 19-latek uderzył fordem w przepust. Pasażer trafił do szpitalaAutor komentarza: PorażkaTreść komentarza: Ciekawe czy Pani burmistrz Marta Majewska Miasto z klimatem Hrubieszów przyzna się do tego że posiada taki dyplom i jeżeli tak to czy podejdzie do jego obrony.Data dodania komentarza: 27.12.2024, 18:14Źródło komentarza: Chełm. Mają dyplom MBA z Collegium Humanum, więc muszą zdać państwowy egzaminAutor komentarza: echTreść komentarza: jak dla mnie to wina jest oczywista, na ch. drążyć temat :PData dodania komentarza: 27.12.2024, 16:29Źródło komentarza: Wypadek na Placu Stefanidesa w Zamościu. Pijany pieszy wpadł pod volvo. Zrobił tylko krok w tyłAutor komentarza: mhmTreść komentarza: i ???? kto winny???Data dodania komentarza: 27.12.2024, 15:12Źródło komentarza: Wypadek na Placu Stefanidesa w Zamościu. Pijany pieszy wpadł pod volvo. Zrobił tylko krok w tyłAutor komentarza: TrzewikiTreść komentarza: Podobno Józek widziany był jak kupował mapę Budapesztu. A nasza blondi (bonjour) chce uciekać tam gdzie nie produkują polskiego wina.Data dodania komentarza: 27.12.2024, 14:20Źródło komentarza: Hrubieszów: Powiat zwrócił dotację, a kto ją odda powiatowi? Sprawą zajmują się śledczyAutor komentarza: TOLEKTreść komentarza: kupuj Polskie bo drogieData dodania komentarza: 27.12.2024, 13:57Źródło komentarza: Od cen masła pęka głowa. Zwłaszcza przed świętami. Rząd wkracza do akcji
Reklama