Z Zamościa jedziemy w kierunku Biłgoraja. Za Zawadą, Wielączą, Bodaczowem zaczyna się Szczebrzeszyn. Gdy przejedziemy przez jeden, potem drugi most i tory, nie przyspieszajmy. Po lewej stronie, za placem należącym do niedziałającej już Cukrowni Klemensów, a tuż przed skrzyżowaniem znajduje się Restauracja Klemens. Spomiędzy gałęzi drzew nieśmiało wyglądają mające 11,5 m skrzydła „koźlaka” – to ostatni wiatrak Roztocza przywieziony tu z biłgorajskich Gródek. Zabytkowy i odrestaurowany tak, jak i budynek stojącej obok restauracji – dawniej był to dom dyrektora cukrowni, potem stał, niszczał i długo czekał na nowego właściciela. Aż jakieś 17 lat temu kupił go Mirosław Nogalski. Długo się zastanawiał. Mówi, że kilka lat jeździł obok i patrzył na tablicę „sprzedam”.
WARTO PRZECZYTAĆ: Zamość/Lubartów: 65-latek na rowerze promuje PCK i zbiera na potrzebujących
Nowy rozdział
– Ostatni dyrektor cukrowni całą noc nie spał przed tym dniem, gdy miałem podpisać akt notarialny. Tak się stresował i chciał żebym kupił ten dom – mówi Mirosław Nogalski. I wyjaśnia: – Mieli kłopot, bo konserwator zabytków ich naciskał. Cukrownia nie miała pieniędzy, a kupców było z dwudziestu, trzydziestu, ale który był przed podpisaniem aktu notarialnego, to się wycofywał. I jak ja już podpisałem akt, to dyrektorowi kamień spadł z serca, sam to przyznał – wspomina właściciel, który z własnych środków zrobił remont.
Jako że ma fach w ręku, pracował przy tym sam. Poświecił na to 5 lat i ogromne pieniądze. Kosztowało go to też sporo nerwów, trochę nieprzyjemności i nieprzespanych nocy.
– Obiecywali mi pomoc od państwa na zabytki, ale nie dostałem nic. Sam to wykończyłem za nasze, moje i żony, ciężko zarobione pieniądze. Ale nie żałuję. Kocham to miejsce, jestem zakochany w Roztoczu – mówi pan Mirosław.
Dom dyrektora cukrowni po remoncie stał się restauracją. Obok powstały jeszcze zgrabne, nawiązujące stylem do domu, altanki. W jednej z nich małżeństwo Nogalskich ulokowało część swoich skarbów z podróży. Zbudowali też osobny budynek na karczmę. Miały tam być organizowane wesela i inne uroczystości. Ale, jak mówi pan Mirosław, ludzie mają tu inne przyzwyczajenia, lubią, gdy wszystko jest w jednym miejscu, a nie w rozproszeniu, dlatego pomysł się nie sprawdził. A że w garażach i w domu piętrzyły się stosy pudeł z resztą skarbów, to pan Mirosław postanowił, że również w tym budynku stworzy muzeum. I tak zrobił. Zmieścił w nim pamiątki z 50 lat swojego życia.
Nazwał je Muzeum Skarby Ziemi i Morza.
Z Deszkowic Pierwszych w świat
W wyeksponowanym miejscu muzeum znajdują się skamieliny, od których wszystko się zaczęło.
– Po podstawówce, uczyłem się w Technikum Mechanizacji Rolnictwa w Lubyczy Królewskiej. Którejś jesieni było tak mokro, że maszyny nie mogły wjechać na pole i nas uczniów wysłali do zbierania ziemniaków i buraków do Machnowa Starego. Tam zobaczyłem skamieniałe drzewa. Wtedy one nie były pod ochroną, było ich w bród, można było samochodami ciężarowymi je wywozić. Ludzie do fundamentów je wrzucali. I tak mnie te skamieniałości zainteresowały, że pomału zacząłem szukać. U nas na Roztoczu są właśnie skamieniałe drzewa, belemity i jeżowce. One pierwsze były w mojej kolekcji – opowiada Mirosław Nogalski.
Pan Mirosław pochodzi z Deszkowic Pierwszych w gminie Sułów. Jego dziadek w czasie wojny stracił cały swój dobytek. Rodzina dorabiała się od zera. Pan Mirek też ciężko pracował, żeby mieć dziś to, co osiągnął. Razem z żoną kilkadziesiąt lat temu wyjechali za granicę. Pracowali w Izraelu, w Niemczech, Szwajcarii i kilku innych krajach. Od świtu do nocy, na kilka etatów. Dziś wciąż nie myślą o zasłużonej emeryturze.
PRZECZYTAJ TEŻ: Tomaszów Lub.: Po 30 latach Masturbacja wraca na scenę. Historia zespołu ma swój klimat
Zainspirowany machnowskimi skamieniałymi drzewami pan Mirosław tam, gdzie był akurat za pracą, szukał też minerałów i skamielin, „grzebał” na targach staroci i giełdach kolekcjonerskich. Potem w jaskiniach, kopalniach, rzekach... Wkręcił się w to. Jego żona też. Wspólnie szukali „perełek” ukrytych w ziemi lub pod wodą. Oboje potwierdzają, że „apetyt rośnie w miarę jedzenia”. Im mieli więcej ciekawych „zdobyczy”, tym bardziej marzyli o następnych.
– Byłem w około 30 krajach na trzech kontynentach – w Europie, Azji i w Afryce. Mamy w naszym muzeum w sumie już 3 500 eksponatów, ale to nie będzie koniec – przyznaje pan Mirosław.
Mówi, że nie zawsze ma się to szczęście i znajduje to, czego się szuka.
– Raz w sekundzie znajdziesz 10 kg kamieni, a czasem przez 10 lat nic nie znajdziesz – powiada. I wspomina poszukiwania pirytu.
– Piryt to siarczek żelaza. Ten jest z Navajun – pokazuje nam ciężkie kosteczki wyglądające jak małe sztabki złota. Właśnie ze względu na to podobieństwo piryt nazywany jest „złotem głupców”. Sześcienne kryształy pirytu ze wspomnianej części Hiszpanii uznawane są za najładniejsze kryształy tego typu na świecie i są bardzo cenione przez kolekcjonerów.
– To praktycznie wszystko sam zbierałem. Płaci się 60 euro za wstęp na 4 godziny, bo to prywatna kopalnia. Tam są góry, w ścianie jest 80 centymetrów talku i w nim jest piryt. Trzeba umieć go wydłubać. Mnie się udało 110 kg zebrać w tym czasie. Ludzie robili wielkie oczy, bo inni zbierali po 2-3 kg. Proszę spojrzeć na te kształty. Te są jak sześciany, a te już z innego miejsca są półokrągłe. To wszystko powstało naturalnie – zachwyca się kolekcjoner.
Natura zadziwia i uczy pokory
Pasja państwa Nogalskich nie należy do tanich. Bywa też niebezpieczna.
– Rejon Morza Śródziemnego to tereny sejsmiczne, więc gdy się przebywa pod ziemią, to zawsze jest niebezpiecznie. Bywają wypadki. Ludzie wchodzą niby na swoją odpowiedzialność, ale jak jakiś obcokrajowiec zginie w kopalni, to ich właściciele mają problemy. Ja też byłem w niebezpiecznej sytuacji w kopalni w La Unión. Tam było 3 tysiące dziur, są obudowane na metr, ale jednej ktoś nie zabezpieczył dobrze i wpadłem tam. 13 lat temu w Murcji było trzęsienie ziemi. Jak się tam schodzi 10 metrów po linie, to ma się ściśnięte gardło i świadomość, że gdyby doszło do trzęsienia, to będzie tragedia – tłumaczy.
W Muzeum Skarby Ziemi i Morza można podziwiać mroczny, o szklistym połysku turmalin. W XIX wieku kamień ten był bardzo modny. Po powstaniu styczniowym w będącej pod zaborami Rzeczpospolitej rodziny powstańców i patrioci nosili biżuterię z turmalinu. Tzw. biżuteria żałobna była swoistą demonstracją nastrojów politycznych i narodowościowych, była znakiem protestu wobec zaborów.
- Łaszczów: Z nową władzą duże zmiany. W gminie wreszcie zaczęły działać zespoły śpiewacze i orkiestra
W zbiorach muzeum są też trylobity, ametysty, malachity, stalaktyty z hiszpańskiej Altei, rubiny z Pakistanu. Na ścianie zawieszony jest ogromny kamień o wadze ponad 100 kilogramów!
Jego właściciel twierdzi, że to jedna z najpiękniejszych i największych w Polsce „łąk liliowców”, czyli zwierząt morskich. Szacuje, że kamień ma tyle lat, co najstarsze w Polsce i jedne z najstarszych w Europie Góry Świętokrzyskie, a więc ponad 420 mln lat! Ten okaz pochodzi z Sahary Zachodniej, a kupiony został na giełdzie mineralogicznej w Monachium.
Pan Mirosław pokazuje też liliowce z Rosji. One są wielokrotnie mniejsze, ale równie ciekawe, przypominają tulipany.
W gablotach przepięknie mienią się agaty. Są przywiezione z Meksyku, Armenii, Turcji. Uwagę przykuwają białe bursztyny, rubiny, lapis lazuli, wanadynit, tanzanit, moriony, kryształy gipsu, folguryt – uderzenie pioruna, opal kryształowy z Etiopii zanurzony w wodzie, bo tak duży okaz jak ten inaczej mógłby pęknąć. Zatrzymujemy się przy argentycie z Boliwii i akwamarynach z Rosji, Madagaskaru, Pakistanu i Brazylii. Oglądamy kobalt wydobyty w górach Atlas Wysoki, jeżowce znalezione na Costa Blance.
Obok coś innego – skamieniałości nosorożców, kości mamuta z Podkarpacia, szczęka rekina.
– Mam piękne skamieniałości nosorożców, ale wypożyczyłem je na 2 lata Uniwersytetowi Adama Mickiewicza w Poznaniu – dopowiada kolekcjoner.
Prezentuje XIX-wieczne naturalne granaty z Austrii, Azerbejdżanu, Hiszpanii, Norwegii – jak ocenia „najpiękniejsze w Europie”, rzeźbiony alabaster, szmaragdy, celestyn, siarkę z Włoch, kobaltokalcyt z Maroka, a nawet rudę miedzi z KGHM.
– A tutaj jest hemimorfit z Chin. Chyba dziś nikt by nie dał tego wyrwać z jaskini. A tutaj septaria – zbiór minerałów, które są w płytkich morzach. Tu mamy nasz nefryt z Jordanowa, zielonkawy chryzopraz też z Polski – żadne muzeum nie ma takich rzeźb. Ja je kupiłem od Niemca, ale były rzeźbione w Brazylii – objaśnia właściciel Muzeum.
Podnosi grubą gałąź, która okazuje się być skamieliną paproci! Mówi, że to z woj. lubelskiego. Twierdzi, że kiedyś paprocie rosły wielkie jak drzewa. Obok jest laska z dębu korkowego, pień palmy z Indonezji i szyszka z Ameryki Północnej, którą ciężko podnieść jedną ręką.
Kto szuka, ten znajdzie
Wśród wspaniałych okazów jednym z ulubionych pana Mirosława jest szkło aleksandrytowe. Na jednej półce stoi komplet – karafka i 4 szklane kieliszki o ciekawych kształtach.
– Ja na to czekałem 10 lat, żeby kupić. To zielone jest wykończone 24-karatowym złotem. Kupiłem je od Brytyjczyka, nawet nie wiedział co sprzedaje. A drugi komplet, proszę zobaczyć jak zmienia barwę w zależności od temperatury światła. Takie wyroby produkowała jedynie czeska firma Moser. Dodawała do szkła piasku aleksandrytu. To było szkło dla multimiliarderów. To pochodzi z XIX wieku – opowiada.
Dodajmy, że firma Moser słynie z produkcji wysokiej klasy szkła. Jej początki sięgają roku 1857. W roku 1873 została wyłącznym dostawcą szkła dla cesarza Franciszka Józefa I. Potem dostarczała je królowi Anglii Edwardowi VII, królowi Portugalii Luisowi I, a także papieżowi Piusowi XI. Na swoim koncie Moser ma wiele nagród, w tym medale Wystaw Światowych z Paryża i Chicago.
PRZECZYTAJ: Ludzie z pasją: Żyją jak w średniowieczu. To współczesna drużyna z Grodu Sutiejsk
Kolekcjoner z dumą pokazuje też krwisto czerwony kwarc Jacinto de Compostela – to tegoroczna zdobycz. Też wyczekiwana. Taki kwarc noszą pielgrzymi udający się do Santiago de Compostela, tłumaczy nasz rozmówca.
Dużo można by było jeszcze wymieniać skarbów, które są w szczebrzeszyńskim muzeum. Większość z nich pan Mirosław z żoną Jolantą znaleźli sami, wydarli naturze i przywieźli na Roztocze.
Trzeba jeszcze dodać, że obok kamieni, minerałów i szkła w muzeum są eksponaty z porcelany, np. chińska waza z XVI wieku, są pierścionki, grzebienie, przyrządy szewskie, telefon Bella, kilkusetletnie foremki do cukierków, największa kolekcja ponad 100-letnich samowarów, przedwojenna katarynka (z piękną melodią), formy do wypiekania opłatków, a nawet para butów noszonych przez wojska Napoleona (przetrwały na strychu w Hiszpanii) i pojemnik, w którym Brytyjczycy zrzucali pomoc dla partyzantów walczących na Roztoczu z Niemcami. A oprócz tego na tej samej działce znajduje się Muzeum Dawnych Rzemiosł – w wiatraku i w kuźni, którą tutaj przywieziono z Soch (wcześniej była w Szozdach). Tam znalazły swoje miejsce rzeczy codziennego użytku, które mają po 100 i więcej lat.
Dla dzieci i dorosłych
Muzeum Skarby Ziemi i Morza można zwiedzać codziennie. Warto się jednak wcześniej zapowiedzieć, żeby właściciel mógł po nim oprowadzić. A zrobi to bardzo chętnie. Jest przemiłym gawędziarzem, który o każdej rzeczy może opowiadać anegdoty. Bardzo lubi, gdy odwiedzają go wycieczki z dziećmi i młodzieżą.
– Dzieci nie mają teraz żadnej wiedzy z geologii. Mało kto wie o skamielinach, minerałach, kamieniach szlachetnych. Tutaj mogę im wszystko pokazać, wyjaśnić – zapewnia.
I to prawda, bo byliśmy świadkami, z jakim zaangażowaniem pan Mirosław oprowadzał po swoim muzeum akurat dzieci około 10 roku życia. „Pytaj, ja ci wszystko opowiem” – zachęcał.
Przekonaliśmy się sami, że to, co znajduje się w muzeum, zainteresuje osobę w każdym wieku. Zaskoczy też, bo gdzie indziej zobaczyć cuda natury z całego świata i historię ludzkości w jednym miejscu?
Co zasługuje na wyraźne podkreślenie – właściciele Muzeum w Szczebrzeszynie pozwalają na to, by wszystkiemu przyjrzeć się z bliska. Eksponaty można dotknąć, poczuć strukturę skórzanego buta z czasów średniowiecza i porównać go ze strukturą koszyka plecionego z korzeni sosny, można powąchać kauczuk z Morza Śródziemnego, na który kiedyś podczas kąpieli natknął się pan Mirek, można pokręcić katarynką itd.
Chociaż tego wszystkiego jest mnóstwo, to Mirosław Nogalski mówi, że wciąż ma listę takich do zdobycia. Marzy mu się m.in. coś wyprodukowanego w manufakturze fajansu i porcelany w Tomaszowie Lubelskim. Manufaktura powstała na terenie Ordynacji Zamojskiej w 1794 r., a zamknięto ją w 1827 roku. Jej sztandarowym produktem były filiżanki z portretami sławnych osobistości. Na filiżankach byli np. królowie Polski: Kazimierz Wielki i Władysław Jagiełło, a także car Aleksander I, Napoleon i Stanisław Kostka Zamoyski. Wyroby tomaszowskiej manufaktury już pod koniec XVIII w. były pożądanymi obiektami kolekcjonerskimi. Gromadzili je m.in. Zamoyscy. Wiadomo, że można je było zobaczyć podczas wielkich i ważnych wystaw. Jedną z takich była warszawska wystawa z 1913 r., zorganizowana przez Towarzystwo Opieki nad Zabytkami w Przeszłości.
– Dziś są bardzo trudno dostępne, ale może jeszcze uda się na nie trafić – mówi pan Mirosław.
Napisz komentarz
Komentarze