Jak żniwa?
– Kiedyś trwały przynajmniej do Matki Boskiej Zielnej, czyli do 15 sierpnia, ale bywało, że nie mogliśmy jechać do rodziny w Sitańcu na odpust (odpust ku czci św. Bartłomieja przypada 24 sierpnia – przyp. red.), bo trzeba było zbierać zboże z pola. Nigdy w historii Zamojszczyzny, ale i całego województwa lubelskiego, nie było takiej sytuacji, żeby pod koniec lipca było już po żniwach. Aż do tego roku...
Przeczytaj: Zmienia się klimat i... zoo w Zamościu. Dla zwierząt, pracowników i zwiedzających
Co to oznacza?
– Że klimat zmienia się na naszych oczach. Kiedyś, przy temperaturze dochodzącej do 28 stopni Celsjusza, mówiło się o fali gorąca. Dziś 34-stopniowe upały nikogo już nie szokują, a trwają coraz dłużej w lipcu, sierpniu, ale i we wrześniu. Do niedawna najwięcej energii elektrycznej pochłaniało zimowe ogrzewanie mieszkań, teraz coraz więcej prądu zużywamy latem, a ma to związek z klimatyzacją, która staje się coraz powszechniejsza nie tylko w mieście, ale i na wsi jest coraz chętniej instalowana. Zimy są coraz łagodniejsze, za to coraz częściej mamy do czynienia z anomaliami pogodowymi. Chodzi tu głównie o nawalne deszcze oraz suszę. Z tą ostatnią mieliśmy na naszym terenie do czynienia od końca kwietnia do 8 czerwca, kiedy w końcu spadł upragniony deszcz.
Deszcz bywa zbawienny?
– W Polsce średnia roczna opadów wynosi 550 mm, a więc tyle co w Egipcie czy Hiszpanii. Francja ma o 150 mm więcej, w Niemczech średnia to 750 mm, w Belgii zaś aż 900 mm. Tam można szacunku do wody nie mieć, my zaś musimy zrobić wszystko, żeby jak najbardziej efektywnie wodę opadową wykorzystać.
Jak to zrobić?
– Musimy zmienić sposób uprawy ziemi. Należy odejść od pługa, u mnie dawno go już nie ma. Przestawiłem całe swoje gospodarstwo na tak zwaną uproszczoną uprawę i każdemu rolnikowi to zalecam, ponieważ przy szybko postępujących zmianach klimatycznych sprawdza się ona zdecydowanie lepiej niż tradycyjna, czyli z użyciem pługa.
Na czym polega uprawa bezpłużna?
– Pług, który orze ziemię, wywraca ją na drugą stronę wraz z całym życiem biologicznym, które rozwijało się na tych 15-20 cm gleby. Później „zajeżdża” się to bronami, tworząc warunki beztlenowe. Tak „zaklepane” (zagęszczone – przyp. red.) pole nie jest w stanie przyjąć wody opadowej, która nie wsiąka w głąb ziemi, tylko spływa po powierzchni. My nie zbieramy słomy po kombajnie, a ziemia jest delikatnie spulchniana tylko w pasach, w których wysiewane są nasiona. Nawozów mineralnych nie rozsiewa się u nas po wierzchu, tylko – jak zastrzyki – są aplikowane w miejscu wysiewu nasion. Pracujemy kultywatorami na wąskich dłutach albo na gęsiostópce. Mamy maszyny, które nie ubijają, tylko ugniatają ziemię, ile trzeba. Jeżeli gleby nie orzemy, to mamy w niej dużo próchnicy, a dzięki dżdżownicom, które spulchniają ziemię, a ryjąc zwiększają liczbę bioporów w glebie i ułatwiają roślinom ukorzenianie, woda nie spływa po powierzchni pola, tylko wsiąka w ziemię jak w gąbkę. Jeżeli w glebie jest więcej wilgoci, to plony są wyższe. Na tym właśnie polega efektywne wykorzystanie wody opadowej. Gdy nadejdzie susza, zmagazynowana woda będzie migrować w górę wraz z korzeniami pszenicy czy kukurydzy. Uprawa bez zastosowania pługa sprawdza się więc zarówno w warunkach suszy, jak i przy gwałtownych opadach deszczu, które również są oznakami zmian klimatycznych.
Przy zmianach klimatu na co jeszcze należy zwrócić uwagę?
– O nawożeniu, które należy robić znacznie wcześniej niż dotychczas, a także o odpowiednim doborze odmian zbóż. Może najwyższa pora odstąpić od tych, które z dziada-pradziada były wysiewane na naszych polach i zwrócić się w kierunku pszenicy albo kukurydzy uprawianych na Węgrzech czy we Francji? Zmiany są konieczne, a odejście od tradycyjnego sposobu uprawy do bezorkowego nie wiąże się z dużymi kosztami i nie zależy od wielkości gospodarstwa. Maszyny można przerobić we własnym zakresie. Gwarantuję na własnym przykładzie, że da się to zrobić bez większych nakładów finansowych. Klimat wciąż się zmienia, jak nie przymrozki to susza, jak nie susza, to nawalne deszcze czy gradobicia. Podczas szkoleń, które prowadzimy w naszym gospodarstwie, powtarzam nie tylko Polakom, ale też Rumunom czy Finom, że albo rolnicy dostosują się do zmian klimatu, albo wyginą jak mamuty. Na szczęście coraz więcej z nich wybiera uprawę bezpłużną, dzięki której można stawiać czoła wynikającym ze zmian klimatycznych anomaliom pogodowym.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał: Leszek Wójtowicz
Materiał powstał w ramach projektu Stowarzyszenia Gazet Lokalnych.
Napisz komentarz
Komentarze