Spotkanie z Powiślakiem odbywało się według świetnie znanego tomaszowianom scenariusza. Niezły początek, kilka wybornych okazji, a po stronie zysków ciągle zero.
– Takie sytuacje, jakie miał Irek baran i Damian Szuta sztuką było zmarnować. A jednak moim graczom to się udało – złościł się Marek Sadowski.
Lepiej od kolegów zachował się w 40 min Nazar Melnychuk, który wystartował jak z katapulty do prostopadłej piłki i w sytuacji sam na sam dał swojej ekipie prowadzenie.
Cóż z tego jednak, skoro zaraz po przerwie Powiślak doprowadził do wyrównania, a Łukasz Bartoszyk mógł tylko bezradnie patrzeć, jak Maciej Pięta pakuje piłkę pod poprzeczkę. Podrażnieni niebiesko-biali ruszyli do przodu i nadziali się na kontrę, którą z bliska wykończył Grzegorz Fularski. Wcześniej znakomitą okazję na poprawę humorów kibicom Tomasovii miał Piotr Karwan, ale główkował z bliska niecelnie, co było nie lada wyczynem.
Powiślak Końskowola – Tomasovia 2:1 (0:1)
Bramki: Pięta 47, Fularski 65 – Melnyczuk 40.
Tomasovia: Bartoszyk – Żurawski, Karwan, Smoła, Skiba – Szuta (65 Gęborys), Staszczak (70 Łeń), Krosman (36 Karólak), Tetych (62 Mruk) – Baran (75 Kielar) – Melnyczuk.
Żółte kartki: Krosman, Żurawski, Smoła. Sędziował: Piotr Jamrowski (Biała Podlaska). Widzów: 300.
Więcej przeczytasz w wydaniu papierowym.
Napisz komentarz
Komentarze