Proszę nas źle nie zrozumieć. Nie mamy nic przeciwko zwierzętom, ale tak być nie może. Nie chcemy smrodu kociej klatki pod oknami. Teraz jest zima, to jeszcze nic nie czuć, ale jak przyjdzie lato, to te zapachy będzie nam nawiewać tak, że nawet człowiek kawy na balkonie spokojnie nie wypije, prania nie rozwiesi. Zresztą to jest na widoku, tu biegają i bawią się dzieci. Trzeba znaleźć takie rozwiązanie, które nie będzie nikomu przeszkadzać – tłumaczy pan Marian.
Mężczyzna pokazuje nam miejsce, w którym wcześniej stał domek dla kotów. Był ustawiony kilkadziesiąt metrów dalej, w krzakach, przy płocie jednorodzinnej posesji, tuż przy jednym z osiedlowych parkingów.
Uczuleni na zapachy
– Nie wiem co się stało, że domek został przeniesiony tuż pod nasze okna. Zareagowałem od razu. My jesteśmy uczuleni na takie zapachy. Może są jacyś miłośnicy zwierząt, którzy zgodzą się, by budkę postawić w pobliżu ich okien. Albo może postawić ją gdzieś na uboczu osiedla – zastanawia się mężczyzna.
Zaglądamy do kociego domku, ale kotów nie zastajemy. Część z nich na zimę wróciła pewnie do właścicieli. Inne, być może słysząc kłótnie odnośnie ich lokalu, postanowiły się ulotnić...
Domek dla kotów trafił do Spółdzielni Energetyk kilka lat temu. Bardzo o niego zabiegała w magistracie jedna z mieszkanek bloku przy ul. Batalionów. Ale kobieta już tam nie mieszka. Inni lokatorzy tego bloku nie podzielali jej entuzjazmu. I tak to kocia budka wylądowała... przy blokach "Energetyka". Najpierw ustawiono ją przy parkingu, a teraz w pobliżu okien mieszkania naszego czytelnika. Jaki będzie jej dalszy los?
Więcej na ten temat w najnowszym numerze i e-wydaniu Kroniki Tygodnia
Napisz komentarz
Komentarze