Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 23 grudnia 2024 09:48
Reklama Baner reklamowy A 1 - BUDBRAM
Reklama

Karawana zrabowanych dzieci

Ta ponura sprawa obrosła legendą. 24 marca 1831 r. car Mikołaj I wydał ukaz, na podstawie którego dzieci oficerów i żołnierzy biorących udział w powstaniu listopadowym porywano do tzw. szkół kantonistów (jedna z nich istniała w Zamościu). Potem stawali się zawodowymi, rosyjskimi żołnierzami. 24 marca 1832 r. wydano kolejne, carskie zarządzenie. Tym razem zabierano m.in. sieroty i dzieci biedaków. Ci chłopcy mieli od 7 do 16 lat.

Już od kilku dni czas był nadzwyczaj słotny i chłodny, a dnia tego (17 maja) padał deszcz ulewny; żywej duszy nie było na ulicy, wtem około godz. 1-szej z południa daje się słyszeć turkot nadzwyczajny, tętent koni i krzykliwe płacze niewieście – czytamy w jednym z "Pamiętników Emigracji" (broszurę wydano w lipcu 1832 r., opis dotyczy Warszawy). "Była to karawana zrabowanych dzieci, idąca do koszar aleksandryjskimi ulicami: Nowe Miasto, Podwale, Krakowskim Przedmieściem, na ulicę Bednarską do mostu". 

Mieszkańcy stolicy naszego kraju zareagowali na ten widok wyjątkowo spontanicznie. 
 

Płacz powszechny
"Kto tylko co miał w domu z żywności, odzienia, pieniędzy itp., posyła lub wynosi, składa na wozy lub podaje niewinnym istotom, które na zawsze tracą rodzice i ojczyzna" – czytamy dalej w relacji z 1832 r. "Goniące za swymi dziećmi matki, rzucają się pod wozy, chcąc je zatrzymać, inne niewiasty podzielają ich boleść, stąd płacz powszechny, głośne przekleństwa, ale na ten czas nadaremne...".   

Łapanki dzieci uważano za szczególnie brutalny akt represji. Nie prowadzono ich tylko w Królestwa Polskim, ale także na Litwie, Białorusi, Ukrainie czy Podolu. Jednak to w Warszawie sprawa rabowanych dzieci najbardziej poruszyła opinię publiczną. Nie bez powodu. 

"Porywanie to dzieci najgorliwiej dokonywane było w Warszawie, trwało w Polsce przez trzy lata" – notował Agaton Giller, naoczny świadek tamtych wydarzeń. I podawał przykłady represji: "Kilkaset sierot szpitala Dzieciątka Jezus w szarych, wojskowych płaszczach zapędzono na dziedziniec Brylowskiego pałacu. Tam obejrzał je gubernator, powsadzać kazał na kibitki i odwieźć na wygnanie. Za sierotami wywieziono uczniów szkółki dla synów żołnierskich od lat kilkunastu istniejącej w stolicy. Prócz tego łapano chłopców sprzedających piasek wiślany, wyrywano z rąk ubogim matkom synów i wywożono na zatracenie w strony nieznane". 

Uważano, że te dzieci były gnane na Syberię po to, żeby umarły po drodze z głodu lub wyczerpania (trupy synów powstańców listopadowych były podobno widywane na prowadzącym tam szlaku). Taką opinię podzielało wielu pisarzy, poetów i historyków (nie tylko polskich). 

"Widziałem ich: za każdym z bagnetem szły warty. Małe chłopcy, znędzniałe, wszyscy jak rekruci. Z golonymi głowami – na nogach okuci" – czytamy w III części "Dziadów" Adama Mickiewicza. "Biedne chłopcy! – Najmłodszy, dziesięć lat, niebożę, skarżył się, że łańcucha podźwignąć nie może. I pokazywał nogę skrwawioną i nagą. Policmajster przejeżdża, pyta czego żądał: Policmajster człek ludzki, sam łańcuch oglądał: dziesięć funtów, zgadza się z przepisaną wagą". 
Mickiewicz opisywał m.in. zgromadzonych wokół owej "karawany" ludzi, którzy płakali, patrząc na skutych łańcuchami chłopców. 
Jak ów proceder porywania dzieci się odbywał?
 

Zamojski etap
Zadanie realizowały komisje oraz urzędnicy magistraccy lub gminni. Gdy uznano, iż jakiś chłopiec nadaje się do "wyekspediowania", przekazywano go do lokalnego komisarza obwodowego. Stamtąd mali więźniowie trafiali do ośrodków wojewódzkich np. w Lublinie (stolicy guberni). Kierowano ich także do zamojskiej twierdzy. Według carskich wymogów, dzieci miały być podczas takiego transportu ubrane w jednolite mundurki, za które płaciły np. "komisje wojewódzkie". Na wyżywienie każdego z nich przeznaczono dziennie 17 groszy (o 3 grosze mniej niż wydawano na więźnia).

Wiadomo, że np. w 1837 r. zakłady dla takich porwanych chłopców funkcjonowały w Zamościu i Modlinie. "Istniały wówczas w Królestwie Polskim dwa główne zakłady kantonistów" – zapewnia Marek Rutkowski (na stronie www.salon24.pl). "Także i w roku 1838 oddziały kantonistów funkcjonowały na terenie (tych) twierdz (...). Odsyłano do nich synów posiadających niższe stopnie, byłych wojskowych polskich, a także chłopców-sieroty".   

Nie wiemy jak dokładnie wyglądał zakład w Zamościu (jego istnienie potwierdzają także inni historycy) oraz ile porwanych dzieci do niego podczas owych "łapanek" trafiło. Car Aleksander I odwiedził to miasto jeszcze w 1823 r. (sześć lat później przybył tutaj także jego następca: Mikołaj I). Twierdza została wówczas obsadzona silnym garnizonem. Spełniała m.in. funkcję ciężkiego więzienia przeznaczonego głównie dla skazańców politycznych. Panował tam surowy rygor. W ostatnich latach przed wybuchem powstania listopadowego dbał o to komendant twierdzy gen. Józef Hurtig. Był to człowiek znienawidzony przez więźniów i polskich żołnierzy wchodzących w skład m.in. zamojskiego garnizonu. 

Po upadku powstania listopadowego (Zamość wsławił się jako jego "ostatni bastion") mury twierdzy znowu rozbrzmiewały dźwiękiem kajdan. W twierdzy funkcjonowała wówczas poprawcza kompania aresztancka nr 45. Trafiali do niej ludzie skazani na ciężkie więzienie. Wśród nich byli polscy spiskowcy, ale nie brakowało również pospolitych przestępców: podpalaczy, przemytników, złodziei i różnych recydywistów. W sumie kompania składała się zwykle od 100 do 225 więźniów. Kierowało nią 4 oficerów i 16 podoficerów. 

Paulina Wilkońska, warszawska literatka i pamiętnikarka, odwiedziła zamojską twierdzę w 1849 r. (był tam więziony jej mąż August). Z jej relacji wiemy, iż więźniów dzielono w Zamościu na trzy kategorie. W Bramie Szczebrzeskiej osadzano tych najmniej krępowanych (czyli mających najmniejsze wyroki), a w tzw. "kawalerze" (czyli nadszańcu) przebywali więźniowie "średniej kategorii" (byli oni "szczelnie zamykani"). W kazamatach ratuszowych umieszczono natomiast tzw. kajdaniarzy. 

Jak pisze historyk Władysław Ćwik, była to "najbardziej upośledzona kasta". Do katorżniczej, wielogodzinnej pracy, np. przy kopani rowów pędzono ich już o godz. 3 rano (tylko tych ludzi Wilkońska nazywa rotą aresztancką). Kajdaniarze budzili każdego ranka mieszkańców miasta... dźwiękami wydawanymi przez swoje kajdany. Słychać je było także wieczorami, kiedy owi nieszczęśnicy wracali do swoich cel. 

"Nawet i ptastwo po ogrodach, świergocąc szczęk ten naśladuje: to jego pozytywka" – pisała o atmosferze panującej w ówczesnym Zamościu Paulina Wilkońska.       
 

Nagroda za okradzenie cara
Możemy sobie wyobrazić jak czuły się w tym strasznym miejscu porwane dzieci. Nie wiemy jednak ile dokładnie ich do Zamościa trafiło i w jakim miejscu były przetrzymywane. Nie wiadomo także czy jakieś dzieci zmarły.

Więcej na ten temat w najnowszym numerze i e-wydaniu Kronika Tygodnia



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

 

 

Reklama
ReklamaBaner firmy Pierogi od AGI w dodatku Świąta
Reklama
ReklamaBaner- dodatek święta firmy Stalprodukt
Reklama
KOMENTARZE
Autor komentarza: tuZZkTreść komentarza: Młodzi Jelenie , robią za darmo ! Za to samo urzędnicy biorą gruba kasę ale nie ma to jak wykorzystać młodzież a samemu sobie POpierdzieć w tym czasie w stołek !!!!Data dodania komentarza: 22.12.2024, 23:32Źródło komentarza: Gala wolontariatu w zamojskim "Okrąglaku". Wyróżniono wolontariuszyAutor komentarza: NormalnyTreść komentarza: Ile komentarzy agencie burak burak planujesz napisać pod różnymi podpisami?Data dodania komentarza: 22.12.2024, 19:32Źródło komentarza: Sylwester przed telewizorem. Jedna stacja zrobi go wcześniejAutor komentarza: NormalnyTreść komentarza: Już ja widzę agencie burak jak wyjeżdżasz ze swojego zadupia gdziekolwiek. Ciemnota nie jeździ tylko siedzi na dupie i pasożytuje na socjalu.Data dodania komentarza: 22.12.2024, 19:30Źródło komentarza: Sylwester przed telewizorem. Jedna stacja zrobi go wcześniejAutor komentarza: NormalnyTreść komentarza: "Służby nie odkryły żadnych powiązań sprawcy zamachu w Magdebugu z islamskimi radykałami. Przeciwnie, mężczyzna miał być islamofobem i w dodatku sympatykiem skrajnie prawicowej partii AfD. Napastnik to pochodzący z Arabii Saudyjskiej lekarz psychiatra legalnie mieszkający i pracujący w Niemczech".Data dodania komentarza: 22.12.2024, 19:27Źródło komentarza: Prezydent Warszawy w Hrubieszowie i WerbkowicachAutor komentarza: NormalnyTreść komentarza: Agent burak ani tęczy ani komunizmu nie trawi. Tylko car Putin jest ideałem.Data dodania komentarza: 22.12.2024, 19:19Źródło komentarza: Pożegnanie odchodzącego Zarządu Powiatu Hrubieszowskiego drogo kosztowałoAutor komentarza: NormalnyTreść komentarza: Pokaż pisze się przez ż. Wstyd gwałcić tak język ojczysty. Chyba że to ty agencie burak.Data dodania komentarza: 22.12.2024, 19:15Źródło komentarza: Pożegnanie odchodzącego Zarządu Powiatu Hrubieszowskiego drogo kosztowało
Reklama