Ofiar było na szczęście mniej. Obecnie szacuje się, że podczas majowych, bratobójczych walk zginęło 379 osób, w tym 164 cywilów. Wśród nich był płk dyplomowany artylerii Tadeusz Prus-Wiszniewski (według niektórych źródeł: Tadeusz Frank-Wiszniewski), szef sztabu 3 Dywizji Piechoty z Zamościa, kawaler orderu Virtuti Militari (żył w latach 1892-1926). Ponadto podczas przewrotu majowego 920 żołnierzy i mieszkańców stolicy odniosło rany.
O tym jak wyglądał ów warszawski, majowy "pucz" dowiadujemy się z relacji świadków tamtych wydarzeń. Poznajemy także ich odczucia, obawy i "gorące wrażenia".
Strajki, inflacja, bezrobocie
Zygmunt Klukowski, lekarz, społecznik i kronikarz ze Szczebrzeszyna, został zaproszony na III Zjazd Historyków i Filozofów Medycyny, który w dniach 15-16 maja 1926 r. miał odbywać się w Poznaniu. Wyjechał tam 12 maja. W pociągu spotkał pułkownika Władysława Bończę-Uzdowskiego (ur. w 1887 r.). W latach 1914-1916 służył on w Legionach Polskich, a następnie walczył w wojnie polsko-bolszewickiej. W 1926 r. został dowódcą 3 Dywizji Piechoty Legionów w Zamościu (w 1928 r. został awansowany na generała brygady: w Zamościu pozostał do 1939 r.). Pułkownik był ważną i znaną postacią w naszym regionie.
"W Zawadzie wsiadł do mojego przedziału płk Bończa-Uzdowski, dowódca piechoty dywizyjnej mieszkający stale w Zamościu" – notował Klukowski. "Mówił, że jedzie do kogoś z rodziny pod Lublinem. Przez parę godzin gawędziliśmy zupełnie swobodnie na różne tematy, tak jak zwykle bywa w wagonie kolejowym. Przed Lublinem, na jakiejś małej stacyjce płk Uzdowski wysiadł, a ja pojechałem dalej. Nad ranem gdyśmy się już zbliżali do Warszawy, rozeszła się w wagonie wieść o jakimś przewrocie w stolicy".
Pasażerowie byli tym zaskoczeni, zaniepokojeni. "Żadnych szczegółów od nikogo nie można było zasięgnąć, dopiero na Dworcu Wschodnim w Warszawie dowiedzieliśmy się o marszu Piłsudskiego na Warszawę, dokąd śpiesznie nadciągnęły pułki legionowe i zjeżdżali się poszczególni oficerowie piłsudczycy" – notował doktor Klukowski. "Zrozumiałem, że i płk Bończa-Uzdowski śpieszył z Zamościa do Warszawy, tylko nic o tym, oczywiście, nie mówił, lecz udawał, że jedzie do kogoś w gościnę".
O jaki przewrót chodziło, co było powodem całego zamieszania? Jeszcze na początku lat 20. ub. wieku Józef Piłsudski miał w swoich rękach niemal pełnię władzy w Rzeczpospolitej. Piastował funkcję naczelnika państwa oraz wodza naczelnego. 1 lipca 1920 r. powołano jednak Radę Obrony Państwa. Był to organ parlamentarno-rządowy, dzięki któremu władza Piłsudskiego została ograniczona. Podobnie było także w wojsku (po zakończeniu wojny z Sowietami pozbawiono Piłsudskiego funkcji wodza naczelnego).
W 1921 roku uchwalono konstytucję marcową. Dzięki niej wprowadzono w Polsce "egalitarny (dążący do równości, sprawiedliwy – przyp. red.) ustrój republiki demokratycznej o parlamentarno-gabinetowym systemie rządów". Wybrano także Zgromadzenie Narodowe (były to połączone izby sejmu i senatu), a w 1922 r. prezydenta RP. Był nim Gabriel Narutowicz. Po jego śmieci (został zamordowany przez Eligiusza Niewiadomskiego) to stanowisko tymczasowo piastował Maciej Rataj, a od 20 grudnia 1922 roku – Stanisław Woyciechowski (był wspierany przez Polskie Stronnictwo Ludowe "Piast").
Niestety, w kraju nie działo się wówczas najlepiej. Rządy zmieniały się jak w kalejdoskopie, waluta traciła na wartości, a ceny w sklepach rosły. W efekcie, na ulicach można było zobaczyć masowe strajki zdesperowanych kolejarzy, górników, tramwajarzy, "pracowników telefonów" czy pocztowców.
Przeciwko rozwydrzeniu
Dochodziło do starć protestujących z policją i wojskiem (np. w Krakowie, Tarnowie i Borysławiu). Buntowali się też coraz bardziej zdesperowani i liczniejsi bezrobotni. Było niespokojnie także z innych przyczyn. Głośno mówiło się m.in. o planowanym przez ZSRR zamachu na Piłsudskiego (do ochrony jego willi w Sulejówku wyznaczono 7 Pułk Ułanów Lubelskich) oraz o planowanym przewrocie wojskowym, który miałby uspokoić sytuację w kraju. Do przejęcia inicjatywy wręcz namawiali Piłsudskiego wpływowi politycy.
"Niechże wreszcie Marszałek Piłsudski wyjdzie z ukrycia, niech stworzy rząd, niech weźmie do współpracy wszystkie czynniki twórcze" – mówił 9 maja 1926 r. desygnowany na premiera RP Wincenty Witos (w wywiadzie dla "Nowego Kuriera Polskiego"). "Jeśli tego nie zrobi, będzie się miało wrażenie, że nie zależy mu naprawdę na uporządkowaniu stosunków w państwie".
"(Staję) do walki, jak i poprzednio, z głównym złem państwa: panowaniem rozwydrzonych partii i stronnictw nad Polską" – odpowiedział na to w wywiadzie dla Kuriera Porannego" Józef Piłsudski.
10 maja 1926 r. utworzono tzw. trzeci rząd Wincentego Witosa. Wojskowi zwolennicy Piłsudskiego zaczęli się jednak coraz liczniej gromadzić w okolicach Warszawy. Sytuacja była coraz bardziej napięta. W końcu doszło do przewrotu.
"Stała się w Warszawie rzecz przeraźliwa i straszna zarazem, jakby rozdział z historii greckiej (...)" – pisała w swoim dzienniku 17 maja 1926 r. pisarka Maria Dąbrowska. "Dokonał jej Piłsudski, za którym stanęło całe wojsko, cała ulica, cały dół społeczeństwa. Przez trzy dni Warszawa była widownią tragicznej walki nielicznych wojsk rządowych (ok. 8 tys. żołnierzy: w tym oddział przyboczny prezydenta RP – przyp. red.) z wojskami Piłsudskiego (ok. 12 tys. żołnierzy), walki, odbywającej się przy asyście nieustraszonej naprawdę publiczności warszawskiej. Zdobywano lotnisko, ulicę za ulicą, Ministerstwo Wojskowe, wreszcie Belweder".
Pisarka była z tego zadowolona. "Wojciechowski (pisownia oryginalna) i rząd Witosa zostały zmiecione (...). Zostały stworzone nowe warunki do życia. Ale co my, społeczeństwo, z tym zrobimy (...). Olbrzymie zagadnienia i zadania kłębią się, kłębią...".
A tak to widział Zygmunt Klukowski: "Na dworcu panowało zamieszanie i nastrój jakiś niewyraźny" – notował. "Na razie trudno było zorientować się w sytuacji, dopiero z gazet i dodatków nadzwyczajnych dowiedziałem się, co się w Warszawie dzieje. Żadnych dorożek, ani tramwajów nie było. Musiałem więc, dźwigając dość ciężką walizkę, iść pieszo do miasta".
Doktor Klukowski zobaczył opustoszałe, warszawskie ulice. Czasami mijał tylko grupki osób "żywo nad czymś rozprawiających". Wiedział już, że do Poznania nie dotrze, bo ruch kolejowy w stolicy zatrzymano. Dlatego zakwaterował się w pokojach noclegowych Towarzystwa Nauczycieli Szkół Średnich i Wyższych przy ul. Brackiej w Warszawie.
Martwy pułkownik
"Rozgrywające się wypadki pochłonęły mnie całkowicie (...), wszystkie moje uczucia były po stronie Marszałka Piłsudskiego, strasznie mnie tylko gnębiła myśl, że to jest walka bratobójcza i żal tylu niepotrzebnych i niewinnych ofiar (...)" – pisał Klukowski. "Gdy już główna akcja została zakończona, poszedłem do mego bardzo bliskiego kolegi uniwersyteckiego Wiktora Grzywo-Dąbrowskiego, profesora medycyny sądowej, do jego nowego zakładu przy ul. Oczki. Zaprowadził mnie do chłodni zakładowej, gdzie złożone były zwłoki wielu zabitych. Wskazał na leżący na stole sekcyjnym trup tęgiego bardzo mężczyzny, mówiąc, że to jakiś pułkownik".
Klukowski tego człowieka rozpoznał. "Były to zwłoki płk. Tadeusza Prusa-Wiszniewskiego, szefa sztabu 3 Dywizji Piechoty z Zamościa" – pisał. "Widziałem go niedawno na jakiejś zabawie w Zamościu, roześmianego, wesołego i podziwiałem, że tak lekko tańczył pomimo swej tuszy. 16 maja rano wróciłem do domu pod silnym wrażeniem tego, co przeżyłem w Warszawie".
Liczba ofiar przewrotu majowego wstrząsnęła nie tylko mieszkańcami stolicy.
Więcej przeczytasz w najnowszym numerze i e-wydaniu Kroniki Tygodnia
Napisz komentarz
Komentarze