Buty "tyszowiaki" były niezwykłe. Skóry na ich uszycie garbowano tą samą od wieku naturalną metodą z użyciem kory dębu. Na trzy-cztery tygodnie skóry wkładano do przekadka –ogromnej beczki o średnicy półtora lub dwóch metrów, wypełnionej do połowy wodą – i zasypywano rozdrobnioną korą dębową. Tam skóra nabierała mocy. Z tak zakonserwowanej skóry szyto buty, które konserwowano dziegciem. To były ogromne, nieforemne buciory. Aby je założyć, należało nogę okręcić onucą, a potem "skrętlem" ze słomy. Może nie wyglądały dobrze, ale dobrze trzymały ciepło. Były to ulubione buty chłopów. Niezastąpione przy wielogodzinnej jeździe sanami. Także i drwale cenili tyszowiaki ze względu na wysokie cholewy. Co ciekawe buty szyto "na jedno kopyto". Co oznaczało, że można było je nosić raz prawą, raz na lewą nogę. Sława tyszowiaków sięgała daleko poza lubelskie.
600 lat historii
Tyszowianie twierdzą, że są potomkami dawnych mieszkańców potężnego grodu Czerwień, (dzisiejsze Czermno) uznawanego za stolicę Grodów Czerwieńskich. Gród upadł wskutek najazdów tatarskich w 2. połowie XIII wieku. Wtedy to część jego mieszkańców rozproszona po lasach miała osiedlić się na położonej nieopodal wyspie znajdującej się w widłach rzeki Huczwy. Takie położenie geograficzne stwarzało doskonałe warunki obronne i jednocześnie zapewniało zaopatrzenie w wodę. Niewykluczone, że już wtedy mógł istnieć tam niewielki gródek, podporządkowany księstwu czerwieńskiemu. To właśnie Tyszowce przejęły funkcje handlowo-rzemieślnicze sławnego Czerwienia.
Pierwsza oficjalna wzmianka o miejscowości pochodzi jednak dopiero z 1419 r. i związana jest z księciem bełskim Ziemowitem IV, który lokował tu miasto na prawie polskim lub ruskim. Prawo magdeburskie, będące podstawą ustroju miast średniowiecznych nadał Tyszowcom w 1453 roku Władysław I, książę mazowiecki i bełski. Prawa te potwierdzają kolejni królowie. Miasto rozwijało się, bo leżało na ważnym szlaku handlowym prowadzącym od Lwowa do Lublina, Poznania i Wrocławia. Tędy biegł "szlak wołowy".
Od 1462 r. przez prawie 300 lat Tyszowce były królewskim miastem z urzędem starosty. Owe starostwo niegrodowe w województwie było jednym z najmniejszych w Koronie. Przestało istnieć w 1768 roku, kiedy właścicielem Tyszowiec został Jan Mier. Po nim miasteczko miało kolejnych właścicieli, ostatnimi byli Głogowscy.
Był też czas, kiedy Tyszowce przestały być miastem. W 1869 r. car zamienił je na osadę z siedzibą urzędu gminy. Były nią przez 131 lat, kiedy to od 1 stycznia 2000 r. powtórnie stały się miastem. Tak wyglądają w skrócie dzieje Tyszowiec.
Cechowym zwyczajem
A szewcy? Oni – jak chce miejscowa tradycja – istnieli tu od samego początku, choć po raz pierwszy wymienia ich dopiero dokument z lustracji Tyszowiec z 1560 roku.
Przez wieki szewcy w Tyszowcach mieli swój cech i prawa, które normowały ich przywileje i obowiązki. Prawa cechowe szczegółowo opisywały drogę do zawodu, od ucznia, przez czeladnika do mistrza. Normowały, że każdy terminator szewski, po trzech latach praktyki, spełnieniu określonych wymogów musiał być wyzwolony i przejść tzw. ochotę cechowo-braterską, czyli ni mniej ni więcej urządzić całemu cechowi za własne pieniądze libację. Dopiero tak wyzwolonemu towarzyszowi rzemiosła szewskiego wolno było zalecać się do dziewczyny, żenić się i nosić w procesji woskowe świece. I oczywiście wyrabiać buty. Dawniejsze prawa cechowe zobowiązywały też wyzwolonego czeladnika, aby zachowywał się u swego majstra obyczajnie, co niedzielę i święto w godzinach naznaczonych chodził do kościoła, trzeźwo do stołu przychodził, co 4 niedziele przyzwoicie stawiał się w gospodzie. Przewidywały karę dla majstrów-wdowców ociągających się z powtórnym ożenkiem: "jeśli w ciągu roku nie pojmie za żonę drugiej, musi dać do cechu funt wosku i jedną beczkę piwa jako karę, że nie wziął żony. I tak będzie musiał płacić corocznie, dopóki się nie ożeni". Normowały szereg codziennych zachowań, np. jeśli "w czasie kolacji i w czasie picia piwa w bractwie, znaleźliby się wywołujący sprzeczki, to naczynie, które zostało wypite będą musieli napełnić na następną kolację piwem za własne pieniądze". Karały tych, co źle buty uszyją. Był w cechu mir i porządek.
Tyszowiecki cech szewców "butów prostych tyszowiecku" miał swoją chorągiew, święto na "Pawła nawrócenie" 25 stycznia, cechowe insygnia, które z procesją noszono przez miasteczko po wyborze nowego cechmistrza.
Szewcy opiekowali się ołtarzem św. Leonarda w Tyszowcach, fundowali lichtarze, wylewali i nosili świece. Nie byle jakie, bo wysokie na 5 metry.
Woskowe olbrzymi
Takich świec nie ma nigdzie w świecie tylko w Tyszowcach. A związana jest z nimi inna legenda z czasów potopu szwedzkiego. Kiedy cały kraj zalały wojska szwedzkie, w grudniu 1655 roku do królewskiego miasta Tyszowce przybyły wojska koronne prowadzone przez hetmanów Stanisława Rewerę Potockiego iStanisława Lanckorońskiego, a także co najmniej 17 senatorów oraz bardzo liczna reprezentacja szlachty w liczbie kilku tysięcy. To oni 29 grudnia 1655 r. zawiązali w Tyszowcach konfederację. Przysięgli sobie, że całą mocą ducha i ramienia staną po stronie króla Jana Kazimierza i będą bronić kraju przed szwedzkim najeźdźcą.
Jak głosi legenda, Szwedzi, gdy dowiedzieli się o organizującym się wojsku, ściągnęli tutaj większe siły i na położonych na zachód od miasta błoniach stoczyli z konfederatami krwawą bitwę (nie ma o niej żadnych zapisów historycznych). Opowieść mówi jednak, że tylu miało paść zabitych i rannych, że od przelanej krwi, zaśnieżona łąka zrobiła się czerwona. Miejsce to nazwano Krasne. Tam, gdzie konfederaci składali przysięgę, miejscowa ludność usypała ogromny kopiec. Niektórzy twierdzą, że kryje prochy poległych w bitwie Szwedów.
Jest też druga legenda związana z konfederacją tyszowiecką. Po przegranej bitwie albo, jak chcą niektórzy, po zawiązaniu konfederacji, Szwedzi wiedząc, że szlachta spotka się na mszy w kościele na Jurydyce, wymyślili fortel. Niby na znak pojednania przynieśli i ofiarowali św. Leonardowi, patronowi tutejszej parafii, ogromne kilkumetrowe świece wypełnione materiałem wybuchowym. Każda z nich ważyła ponoć 3 pudy (prawie 50 kg). Czy to jednak miejscowa żebraczka podpatrzyła szwedzki podstęp, czy też kościelny, znając wagę wosku zdziwił się jej ciężarem, tego już nikt w Tyszowcach nie wie. Świece jednak rozbito, proch wysypano, ratując kościół od zagłady, a konfederatów od niechybnej śmierci. Wszyscy uznali to za cud.
I na pamiątkę tego wydarzenia zaczęto odlewać ogromne świece, z których później wyleli jedną ogromną, aby ich połączyła tak, jak jednoczyć miała konfederacja.
Świece te są wylewane do dziś. I nadal wędrują z procesją po miasteczku podczas Bożego Ciała. Są też wynoszone w większe święte kościelne. To duma i chluba Tyszowiec.
Buty z wosku i pomnika
O ile świece nadal są wylewane, o tyle słynnych butów "tyszowiaków" dziś już nikt nie uszyje. Stoją one jak relikwie w wielu tyszowieckich domach. Dwóch pszczelarzy Jan Dudziński z Zamłynia i Michał Pilgun z Tyszowiec postanowiło połączyć przeszłość ze współczesnością. Wylewają buty z wosku.
Teraz najsłynniejszy markowy produkt z Tyszwiec będzie można obejrzeć na pomniku, który stanie na skwerku w Tyszowcach. Rzeźbę butów wykonał związany z Tyszowcami artysta Cezary Sienkiel, autor m.in. pomnika Żołnierzy1920 roku stojącego na miejscowym cmentarzu oraz popiersi Jana Kilińskiego i Stefana Czarnieckiego, które znajdują się w miejscowej szkole. Pomnik butów Tyszowiaków będzie nową atrakcją turystyczną miasteczka. Odsłonięty zostanie 15 września podczas obchodów 600-lecia Tyszowiec. Dzień wcześniej do Tyszowiec zjadą się absolwenci byłego już Liceum Ogólnokształcącego.
Warto wiedzieć, warto zobaczyć
Czerwień czyli Czermno. Niespełna kilka kilometrów od Tyszowiec znajduje się dobrze zachowane grodzisko wczesnośredniowieczne Czerwień – stolica Grodów Czerwieńskich, kompleksu grodów. Gród istniał od X do końca XIII wieku. Został prawdopodobnie zdobyty i spalony przez Tatarów. Od kilku lat grodzisko przeżywa archeologiczny renesans. Odkryte tam liczne skarby można oglądać m.in. w Muzeum Regionalnym w Tomaszowie Lubelskim.
Izba Pamięci. Znajduje się w dawnym budynku internetu w Tyszowcach. W kilku pomieszczeniach zgromadzono pamiątki związane z historią miasteczka
Ostatni Demon. Miasto Tyszowce zostało opisane w opowiadaniu noblisty Isaaca Bashevisa Singera "Ostatni demon". O słynnej konfederacji tyszowieckiej pisał też na łamach swojej powieści "Potop" Henryk Sienkiewicz.
Napisz komentarz
Komentarze