Przy domu mojej ciotki był ogród otoczony żywopłotem – wspominała w 2012 roku pani Danuta (nazwisko do wiadomości redakcji). – Pod koniec sierpnia zauważyłam, że coś się dzieje. Okazało się, że wykopywane są tam ludzkie szczątki. To był przerażający widok! Prace wykonywali niemieccy jeńcy, pod nadzorem polskich żołnierzy. Wykopywali ciała i kości, a potem wkładali do drewnianych skrzyń. W pewnym momencie jeden z Niemców wyciągnął ludzką kość piszczelową. Nasz żołnierz kazał mu uklęknąć i ją pocałować. Więzień zrobił to i zemdlał. Byłam tym wszystkim przerażona.
Rowy wypełniły się pomordowanymi
Pani Danuta uciekła wówczas do domu ciotki. Ten budynek nadal istnieje. Jak opowiadała, po wojnie został przerobiony na szalet miejski. W 1953 roku, gdy pani Danuta była uczennicą zamojskiego liceum, chciała wyjaśnić czyje szczątki ekshumowano przy ul. Królowej Jadwigi.
– W domu ciotki mieszkała pani o nazwisku Hodoba (lub Chodoba). Zapewniała mnie, że była świadkiem jednego z mordów – opowiadała nam pani Danuta. – Było to podobno w Wigilię 1942 r. między godz. 21 a 23. Przyjechały wówczas trzy samochody ciężarowe z więźniami w eskorcie Niemców. Wysiedli z nich sami mężczyźni. Wyprowadzono więźniów, rozstrzelano, a potem ich ciała wrzucono do wcześniej przygotowanego dołu.
Cały artykuł dostępny tylko w papierowym i e-wydaniu Kroniki Tygodnia
Napisz komentarz
Komentarze