Marcin Petruk: Zeszły rok był dla Ciebie bardzo udany, bo wpisałaś się na listę rekordzistek, krajowych i światowych, kilkukrotnie. Nie przerywasz dobrej passy i w tym roku już sięgnęłaś po następny legendarny wynik, a wiem, że były trzy podejścia.
Wiktoria Gajosz: Zgadza się, jak to mówią "do trzech razy sztuka", ale powiem szczerze, że rekord na 200 m w hali był jednym z moich głównych celów na ten rok, niemniej jednak planowałam go ustanowić dopiero na Mistrzostwach Polski. Udało się dwa tygodnie wcześniej, czego się nie spodziewałam. W gruncie rzeczy podejście do poprawy życiówki miałam w styczniu dwukrotnie. Nie udało się w Wałczu, gdzie jednak okazało się, że mój start na 300 m się opóźni, a podczas samego biegu niezbyt dobrze się czułam, bo dał o sobie znać ciężki cykl treningowy. Dlatego też wspólnie z trenerem Damianem Leszczyńskim uznaliśmy, że odpuszczamy 200 m. Z tym dystansem zmierzyłam się tydzień przed pobiciem rekordu, a startowałam wtedy w Toruniu. Czułam jednak pewien niedosyt, ponieważ po przekroczeniu mety zobaczyłam wynik 23,89 sek., co było jedynie 0,02 gorszym czasem od rekordu kraju Martyny Kotwiły. W trzecim podejściu, czyli w ostatnich zawodach w Rzeszowie, udało mi się zrealizować to, co sobie założyłam i rezultatem 23,68 sek. wyprzedziłam Martynę. Czuję, że mogę pobiec jeszcze szybciej, więc podczas kolejnych startów będę próbowała jeszcze bardziej "wyśrubować" ten wynik.
MP: Nie bez powodu dodałem, że Twój czas był legendarny, ponieważ po starcie w Rzeszowie pojawiły się porównania do Ireny Szewińskiej i byciu szybszą również od niej. Czy rzeczywiście tak jest?
WG: Też dotarły do mnie te porównania, ale rekordu Ireny Szewińskiej nie pobiłam. Podejrzewam jednak, że wzięło się to z tego, że w sezonie letnim Martyna Kotwiła ustanowiła lepszy czas niż Szewińska. Tymczasem ja byłam szybsza niż Kotwiła, ale w hali, stąd zapewne część osób mogła uznać, że prześcignęłam je obie.
MP: Rok zaczął się dla Ciebie dobrze, a przed Tobą jeszcze sporo zawodów. Jak wygląda harmonogram najbliższych startów?
WG: W połowie lutego wystartuję we wspomnianych wcześniej Mistrzostwach Polski, które odbędą się we Wrocławiu i tam spróbuję zabłysnąć moją pikową formą. Tydzień później wezmę udział w polskim czempionacie seniorów, gdzie również zmierzę się z dystansem 200 m. To teraz dwa główne starty, na których skupiam się, trenując. Wcześniej, bo już w najbliższy weekend ponownie wezmę udział w zawodach w Rzeszowie, chociażby po to, żeby "odkuć się" po Wałczu i ocenić przygotowanie do następnych zmagań.
MP: Za każdym razem, kiedy rozmawiamy o Twoich osiągnięciach, odnoszę wrażenie, że jesteś perfekcjonistką w tym, co robisz, ponieważ o każdym biegu opowiadasz z najmniejszymi szczegółami i po dokładnej analizie. Jak motywujesz się do tego, że - tak naprawdę - praktycznie z tygodnia na tydzień jesteś lepsza od "samej siebie"?
WG: Prawdę mówiąc, to zawsze będę powtarzała, że wyniki, które osiągam, są nie tylko moją zasługą, ponieważ duży wpływ ma wsparcie, jakie otrzymuję od trenera, rodziny i przyjaciół. Wiadomo, że nie zawsze czas, w jakim pokonuję dany dystans, jest zadowalający, bywają też słabsze starty, niż sobie założyłam, że opinie też są różne. Ale każdy ma do nich prawo, mnie motywuje wsparcie osób, które zawsze życzą mi jak najlepiej. Ja lubię obecność innych osób, również na rozgrzewce, lubię rozmawiać i śmiać się, niekiedy żartować, bo to pozwala mi się wyluzować. Mam świadomość tego, że widać, kiedy jestem zestresowana, a wtedy z pomocą przychodzi trener, więc bardzo dziękuję mu za to, że jest zawsze wtedy, kiedy go potrzebuję. Tak samo, jak moi rodzice, którzy zawsze powtarzają mi, że są dumni. Kibicują mi także koledzy i koleżanki z liceum, co również dodaje mi sił i wiary w to, że uda mi się osiągnąć sukces.
MP: Wspomniałaś o komentarzach i zatrzymajmy się chwilę na nich. Po Twoich występach pojawiają się zdjęcia na Facebooku czy Instagramie, a na części z nich można zobaczyć Cię w tzw. tejpach. To powoduje, że niektórzy doszukują się kontuzji albo spadku formy, ale czy tak jest w rzeczywistości?
WG: Komentarze są, tak samo, jak pytania, czy z moim zdrowiem na pewno wszystko w porządku. A tymczasem, jeśli można tak powiedzieć, ja po prostu bardzo lubię się z tejpami. Podczas obozów kadrowych trenerzy czy fizjoterapeuci niekiedy śmieją się, że specjalnie dla mnie trzeba zamawiać całe opakowanie. Słyszałam o komentarzach, w których pojawiają się spekulacje, że noszę je, bo jestem zbyt przeciążona, albo mam za sobą za mocny trening. Dlatego też uspokajam wszystkich, że z moim zdrowiem nie dzieje się nic złego, a tejp pełni funkcję profilaktyczną, ponieważ jestem zwolenniczką zasady, że lepiej zapobiegać niż leczyć. Także dlatego, że sezon halowy jest ciężki fizycznie.
MP: Od dłuższego czasu jest o Tobie głośno, bo - tak jak rozmawialiśmy - praktycznie co występ osiągasz fenomenalne wyniki, w zeszłym roku rekordy pozwoliły Ci znaleźć się w czołówce krajowej, europejskiej, ale również światowej. Teraz jesteś w klasie maturalnej, więc jak udaje Ci się godzić treningi z przygotowaniami właśnie do tego egzaminu?
WG: Mówiąc wprost, to jest naprawdę ciężko. W poprzednich latach też nie było to łatwe, ale nie miałam aż tylu wyjazdów i obozów, więc czasu było nieco więcej i poświęcałam go również na naukę. Teraz jest trudniej, bo doszło mi sporo obowiązków sportowych, aczkolwiek mam też bardzo duże wsparcie ze strony nauczycieli, kolegów i koleżanek. Bardzo to doceniam, ponieważ szkoła daje mi dużo możliwości, abym rozwijała skrzydła. Jeżeli chodzi o maturę, to na ten moment skupiam się na rozwiązywaniu masy arkuszy, bo - jakby nie było - matura jest bardzo schematyczna. Nie liczę na mega dobry wynik, niemniej jednak staram się nadrabiać braki z okresów, w których nie biorę udziału w lekcjach. Egzamin chcę zdać, żeby dostać się na studia i móc w pełni skupiać się na sporcie, reprezentując od przyszłego roku UMCS Lublin.
PRZECZYTAJ TEŻ: Potrójna rekordzistka Polski, Wiktoria Gajosz ustanowiła halowy rekord w biegu na 200 m
Napisz komentarz
Komentarze