Jechałem 10 listopada do rodziny z Warszawy – mówi pochodzący z powiatu tomaszowskiego pan Adam. – Pierwszy raz przejechałem tę trasę nie napotkawszy po drodze ani jednego patrolu policji. Jeżeli ktoś miał ochotę przycisnąć, to mógł grzać, ile fabryka dała. Zwalniać musiał tylko przed fotoradarami, bo te nie poszły na L4.
Problem z obsadą patroli miała Komenda Miejska Policji w Zamościu. Tam choroby dopadły przede wszystkim policjantów ruchu drogowego, pionów patrolowo-interwencyjnych i prewencji. – Ciągłość służb jest zachowana, pomaga nam Straż Miejska – zapewniała nas przed 11 listopada Dorota Krukowska-Bubiło, rzecznik prasowy zamojskiej policji. – Reagujemy na każde otrzymane zgłoszenie, ale tam, gdzie nie ma zagrożenia zdrowia lub życia zgłaszający muszą się liczyć z tym, że dłużej trzeba poczekać na patrol.
We wtorek (6 listopada) – na 317 funkcjonariuszy – na zwolnieniach lekarskich było 20 proc. funkcjonariuszy zamojskiej komendy, dzień później – 27 proc., 8 listopada – 36 proc., a 9 listopada już 50 proc.
W Biłgoraju 8 listopada w południe na zwolnieniach było 27 proc. policjantów (na 163 etaty), a dzień później już 43 proc. – W pierwszej kolejności obsługiwane są zgłoszenia pilne – mówi Joanna Klimek, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Biłgoraju.
W poniedziałek (12 listopada) do pracy – po zwolnieniach – zaczęli stawiać się w pracy pierwsi funkcjonariusze. W Zamościu absencja wynosiła 40 proc., a więc od piątku spadła o 10 proc. – Wszystko wskazuje na to, że funkcjonariusze sukcesywnie będą wracać do pracy – zauważa rzeczniczka zamojskiej policji.
Więcej na ten temat w najnowszym numerze i e-wydaniu Kroniki Tygodnia
Napisz komentarz
Komentarze