Od października ub. roku trwają zdjęcia do filmu fabularnego pt. "Ikar. Legenda Mietka Kosza". Zostanie on wyreżyserowany przez Macieja Pieprzycę, a w główną rolę wcieli się Dawid Ogrodnik (znany m.in. z filmu "Ostatnia rodzina"). Film będzie opowiadał o Mieczysławie Koszu, legendzie polskiego jazzu, niewidomym muzyku urodzonym w miejscowości Antoniówka w gm. Krynice.
Życie tego człowieka zaczęło się na Zamojszczyźnie. Tutaj także spoczął po śmierci. Grób Mieczysława Kosza znajduje się na cmentarzu parafialnym w Tarnawatce. Jest on często odwiedzany nie tylko przez miłośników jazzu. Tak jest od kilkudziesięciu lat. Jedna z takich wizyt była szczególna. Po śmierci Kosza wybrał się na jego grób Edward Stachura, znakomity poeta, prozaik i pieśniarz. Swoją wyprawę opisał w wydanej w 1975 r. książce pt. "Wszystko jest poezja".
Warto sięgnąć po te wspomnienia. Z wielu względów.
Na chleb dla świętego Antoniego
"Kiedy dotarłem do kresowego Tomaszowa Lub. było późne popołudnie. Do zapadnięcia zmroku pozostawała jakaś godzina, może półtorej. Gdybym jechał dalej, przedtem, coś szybko, na chybcika przekąsiwszy w Tomaszowie – to przybyłbym w ciemną noc, tam dokąd jechałem" – pisał w swoim stylu autor "Siekierezady". "Nie było mi to na rękę, która miała narwać bukiet polnych kwiatów; nie było mi to na oczy, które miały wyszukać grób spośród zapewne wielu jemu podobnych; nie było mi to na serce ciężko przestraszone kluczyć nocą po cmentarzu".
Poeta postanowił zatem przenocować w jednym z tomaszowskich hotelików. Nie było tam luksusowych warunków. "Dwadzieścia złotych za łóżko w pokoju sześcioosobowym. Z prawej miałem młodego chłopaka, który przyjechał z Bytomia na dwa dni do swojej dziewczyny: i rozumiesz, nie mogę iść do niej do domu, bo rodzice (mówił)" – pisał Stachura. "Z lewej leżał chłop z obandażowaną nogą. Wóz z drzewem mu się wywalił i poharatało go. Przyjechał do miasta do szpitala, ale nie było miejsc, nawet na korytarzu i kazali przyjść jutro".
Następnego dnia Stachura zjadł śniadanie w miejscowej restauracji Kresowianka. Jak pisał była ona otwarta "naprzeciwko zabitej deskami cerkwi, a przy drodze wychodzącej z rynku do Ulhówka". Tam zobaczył scenę, którą także opisał na kartach książki. "Podczas gdy śniadaniowałem, weszło do knajpy dwóch facetów. Pierwszy ruszył szparko do pierwszej pustej sali, pustej całkowicie, że tak powiem. Drugi rzucił za nim: Tam nie! Dlaczego? – spytał pierwszy. Drugi pokazał mu ręką napis na ścianie: "Sala bezalkoholowa". Pierwszy cofnął się potulnie i bez słowa. Jakiś trzeci tymczasem szpulał się chwiejnie w stronę kelnerki mówiąc: pani Zosiu, ja bym pani pomógł, ale teraz nie mogę".
Napisz komentarz
Komentarze