Aby otrzymać zwykłą emeryturę, należy osiągnąć wiek emerytalny i przepracować minimalnie 20 lat – kobiety, 25 lat – mężczyźni. Obecnie wiek emerytalny jest zróżnicowany ze względu na płeć: 60 lat dla kobiet, a 65 lat dla mężczyzn.
W latach 2013–2017 wiek ten był jednakowy dla wszystkich. Wynosił 67 lat. Obniżony wiek (o 5 do 15 lat) ma zastosowanie dla grup zawodowych wykonujących pracę w szczególnie niebezpiecznych warunkach. Nie jest powiedziane, że obecny stan rzeczy zostanie utrzymany. Rząd tuż przed wyborami parlamentarnymi powrócił do tematu wcześniejszych emerytur. Pojawiły się informacje o przejściu na emeryturę w wieku 53 lat dla kobiet, 58 dla mężczyzn.
Garść nowości
9 stycznia Sejm uchwalił ustawę zmieniającą ustawę o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Przewiduje, że od 1 marca nastąpi waloryzacja rent i emerytur. Do tej pory wysokość podwyżki wynikała z rosnących cen i 20 proc. wzrostu płac.
Teraz najniższe świadczenia będą podlegać waloryzacji kwotowej. Minimalna kwota podwyżki wyniesie 70 zł brutto. Najniższa emerytura, renta z tytułu całkowitej niezdolności do pracy, renta rodzinna i renta socjalna będzie wynosić 1200 zł brutto (obecnie jest to 1100 zł, netto 888,25 zł) i 900 zł, najniższa renta z tytułu częściowej niezdolności do pracy. Tak zwaną "13" emeryturę (po raz pierwszy była wypłacona w 2019 r.) będą otrzymywać wszyscy uprawnieni do świadczeń emerytalnych i rentowych. Będzie ona rosła wraz z płacą minimalną. Otrzymają ją również kobiety korzystające z programu "Mama 4 plus". Źródłem jej finansowania mają być pieniądze pochodzące z Funduszu Solidarnościowego i budżetu państwa.
W listopadzie 2021 r. rząd zapowiada dodatkowo "14" emeryturę. Otrzymają ją emeryci z dochodem do 2900 zł brutto.
Na opłaty i skromne życie
Te rządowe informacje zapewne ucieszyły emerytów i rencistów. Niektórzy jednak zastanawiają się czy finanse państwa te podwyżki udźwigną. Inni wręcz twierdzą, że wzrost emerytur im się należał.
A co sadzą o tym zamojscy emeryci? Imiona rozmówców na ich prośbę zostały zmienione.
Sabina, była nauczycielka nauczania początkowego, po 30 latach pracy przeszła na emeryturę, ustępując miejsca młodym. Przez kolejnych 10 lat jako osoba fizyczna prowadziła szkołę wiejską. Otrzymywała 1200 zł emerytury. W 1999 r. jej życie zmieniło przypadkowe spotkanie z osobą uczącą dzieci za granicami naszego kraju. Zaczęła chodzić na kursy, zdała egzaminy i dostała pracę na Ukrainie. Przepracowała tam 11 lat. Otrzymywała miesięcznie trzy tysiące hrywien. Za 1000 można było wtedy dobrze żyć. Potem był krótki, bo roczny epizod z Odessą, Mołdawią i Białorusią. Dziś Sabina znów jest na Ukrainie. Pracuje jako nauczyciel wspomagający. Jest zatrudniona przez warszawski Ośrodek Rozwoju Polskiej Edukacji za Granicą.
– Nie można na tym się dorobić, ale dużo odłożyłam. Dzieci mi pomogły i kupiłam mieszkanie w stolicy. 50 lat pracy. 70 lat skończone i 2000 zł emerytury – wzdycha.
Żyje z dnia na dzień. Przyznaje, na Ukrainie nabawiła się astmy. O trzynastej emeryturze mówi, żeby sobie rząd "nie robił jaj" z emerytów.
Cały artykuł dostępny tylko w papierowym i e-wydaniu Kroniki Tygodnia
Napisz komentarz
Komentarze