Była sobota (29 lutego). Dyżurny zamojskiej komendy dostał zgłoszenie, że coś złego mogło stać się z 66-letnią mieszkanką miasta. Nie przyszła do pracy, więc jej współpracownicy postanowili zaalarmować policję. Funkcjonariusze pojechali do mieszkania kobiety. Było zamknięte. Pukali, ale nikt nie otwierał. Sprawdzili szpitale i inne miejsca, w których 66-latka mogła przebywać. Nie znaleźli jej.
Nie dali jednak za wygraną i znowu wrócili do mieszkania. Zatelefonowali na jej komórkę. Na klatce schodowej było słychać dochodzący zza drzwi dźwięk telefonu. Mundurowi nabrali podejrzeń, że kobieta jest w środku i może pilnie potrzebować pomocy. Błyskawicznie ściągnęli więc na miejsce strażaków, którzy wyważyli drzwi. To było dobre posunięcie.
Kobieta leżała na podłodze. Wymagała natychmiastowej interwencji medycznej. Pogotowie przewiozło ją do szpitala. Policjanci poinformowali też o wszystkim rodzinę 66-latki.
Napisz komentarz
Komentarze