Na początku czerwca Ministerstwo Rozwoju opublikowało wytyczne dla organizatorów wesel i przyjęć opracowane wspólnie z Głównym Inspektoratem Sanitarnym i Ministerstwem Zdrowia. Umożliwiono organizację wesel i uroczystości rodzinnych, w których na jedną osobę przypadają 4 mkw. powierzchni. Właściciele domów weselnych stanęli na wysokości zadania, żeby spełnić te wymagania.
Z wytycznymi sobie poradzą
W Gościńcu Magnat w Kalinowicach pierwsze wesele przygotowane według rządowych wytycznych odbyło się 6 czerwca. Początkowo miało na nim być ok. 180 osób, ale ostatecznie zorganizowano je na ok. 80. Kelnerzy obsługiwali gości w maseczkach. Dzień przed weselem sala weselna i inne pomieszczenia zostały zdezynfekowane. W trakcie wesela po każdym dostarczeniu naczyń do kuchni z sali, w której siedzieli goście, kuchnia ponownie była dezynfekowana. Toalety też miały krótką przerwę techniczną na odkażanie. W środku dla gości pozostawiono mydła i płyny dezynfekujące do rąk.
– Goście bawili się naprawdę dobrze. Nie przeszkadzały im te dodatkowe środki ostrożności – cieszy się właściciel Magnata, Józef Demendecki. Jest jednak coś, co zaprząta mu głowę:
– Rząd nic nie mówi o dancingach. A do mnie ludzie dzwonią i pytają kiedy je zorganizujemy. To nie to samo co dyskoteka na 300 osób, gdzie jest tylko taniec. Na dancing ludzie przychodzą coś zjeść, wypić piwo, porozmawiać, czasem zatańczą, czasem nawet nie. Tego im brakuje – martwi się Demendecki.
Hotel&Resort Marina w Nieliszu także przywitał nowożeńców w nowej rzeczywistości.
– Rządowe wytyczne nie stanowią dla nas problemu. Zapewniamy środki dezynfekujące, odległości, dezynfekujemy powierzchnie raz na godzinę. Ludzie mają tego świadomość i się temu podporządkowują. W ostatnią sobotę urządzaliśmy u nas wesele. Było 10 kelnerów na 140 osób. Przez 12 godzin pracowali w maseczkach i rękawiczkach. Mieliśmy uszyte dla nich maseczki z dobrego materiału, ale i tak kiedy skończyli pracę, mówili, że są podwójnie zmęczeni. To oczywiście przez trudności z oddychaniem – mówi Krzysztof Ostasz, manager Hotel&Resort Marina w Nieliszu.
Z frekwencją jest dużo gorzej
Nie jest jednak tak optymistycznie, jak się może po tym wstępie wydawać.
– Odczuliśmy, że goście stracili sporo pieniędzy. Na 20 poprawin 10 jest odwołanych. Liczba gości jest zmniejszona. Z 200 robi się 100, 120, 130. I tu nie chodzi raczej o wytyczne, ale o to, że ludzie nie mają pieniędzy. Goście zagraniczni też nie dojeżdżają z wiadomych powodów – kontynuuje Krzysztof Ostasz.
W tej przykrej dla domów weselnych kwestii wtóruje mu Józef Wojczuk, właściciel Restauracji Szałas w Hrubieszowie. Według niego już w ubiegłym roku było mniej gości na weselach. Podobno każdy woli teraz świętować u siebie, bo tak jest taniej. Koronawirus pogłębił tylko tę tendencję.
– Wszystko się pozmieniało. Ludzie nie mają pieniędzy na organizowanie wesel. Będzie coraz gorzej. A choroby nie ma, w Hrubieszowie nikt nie chorował, jest tylko panika – mówi Wojczuk.
Właściciele domów weselnych, to nie jedyni przedsiębiorcy narzekający na słaby popyt w branży ślubnej. Tracą też salony mody ślubnej, kwiaciarnie i muzycy, bez których wesele nie może się odbyć.
Cały artykuł dostępny tylko w papierowym i e-wydaniu Kroniki Tygodnia
Napisz komentarz
Komentarze