Pan Adam przechowuje kilka archiwalnych fotografii. Na jednej z nich widać zabudowania zamojskiej ulicy Pereca z lat 60. ub. wieku. Możemy tam zobaczyć zaniedbane budynki, ich koślawe dachy oraz m.in. rozpadające się kominy z powtykanymi w nie metalowymi rurami. Całość robi dziwne wrażenie.
Na zdjęciu wyczuwa się klimat dawnego Zamościa, który dzisiaj znamy jedynie z opowiadań Icchoka Lejba Pereca.
Wraz z panem Adamem oglądamy zdjęcie bardzo dokładnie. Na pierwszym planie widać stary, niski płot otaczający niegdyś wspaniałą synagogę. Stoją na nim doniczki, a w nich widać kwiaty. Dalej, z lewej strony fotografii uwieczniono parterowy, murowany budynek (przy ul. Pereca 17). Mieścił się tam wówczas sklep galanteryjny niejakiego Z. Kopczyńskiego. Obok (pod numerem 15) działał usługowy zakład szczotkarski należący do Józefa Bazana.
– To było ciekawe miejsce. Jak sama nazwa wskazuje wykonywano tam przeróżne szczotki oraz pędzle. Pamiętam, że wśród nich były m.in. tzw. ławkowce, czyli specjalne, płaskie pędzle używane wówczas do malowania ścian – wspomina z uśmiechem Adam Waga.
Obok, już w piętrowej (i bardzo zaniedbanej) kamienicy przy ul. Pereca działał usługowy zakład szklarsko-ramiarski. Na zdjęciu widać jego drzwi oraz dwa niewielkie okna. Co ciekawe parterowa część tego budynku była pomalowana na biało (w miarę możliwości dbano o nią). Wyżej widać ceglaną elewację. Była nierówna i brzydka.
– Zakład szklarsko-ramiarski należał do mojego ojca – Czesława Wagi – tłumaczy pan Adam. – Działał w sumie przez pół wieku: od 1946 r. w budynku stojącym na rogu ulic: Ormiańskiej i Pereca, a potem został przeniesiony do miejsca, które widać na tej archiwalnej fotografii. Pamiętam dobrze ten zakład. Kamienica, w której działał, była chyba pożydowska. Te pomieszczenia były wynajmowane od miasta. Były niskie. Stojąc, można było dotknąć ręką sufitu.
W piwnicy zakładu przechowywano szklane odpady. Przez lata nazbierało się tego mnóstwo.
– Zakład ojca działał do początku lat 70. ub wieku. Gdy go zlikwidowano, trzeba było te szklane odpady jakoś usunąć – wspomina pan Adam. – Nie było to łatwe. Wywrotka musiała obracać sześć razy, aby wywieźć zebrane szkło. Dopiero wtedy udało się piwnicę opróżnić! Pamiętam też inne rzeczy. Obok sklepu mojego ojca sprzedawano np. wapno (szyld także widać na fotografii). Takich sklepików i malutkich zakładów rzemieślniczych było kiedyś na Starym Mieście dużo. Pracowali w nich szewcy, cholewkarze, zegarmistrzowie, krawcy itd. Te pracownie były popularne. Tworzyły unikatowy koloryt, jakąś nietypową atmosferę dawnego Zamościa.
Tak wyglądała cała starówka. W znacznej części zabytkowe kamienice były w latach 60. ub. wieku bardzo zaniedbane. W tej części miasta stało także wiele drewnianych przybudówek, różnych komórek i składzików. W dzielnicy nie było kanalizacji, więc ubikacje (często były to zwykle "sławojki") stały na podwórkach. Powodowało to mało przyjemne efekty zapachowe. Nieczystości płynęły też w rynsztokach.
Więcej na ten temat w papierowym i e-wydaniu Kroniki Tygodnia
Napisz komentarz
Komentarze